Znowu wojna przy nabrzeżu w Kazimierzu. Jeden z armatorów cumuje tam bezprawnie. Wściekają się pozostali armatorzy, którzy wygrali przetarg, słono płacą za dzierżawę przystani. Konflikt cieszy turystów, bo ceny rejsów lecą w dół.
- A to my płacimy ciężkie pieniądze za dzierżawę terenu - skarży się Stanisław Pieklik.
Dlatego obaj przewoźnicy zgłosili się z prośbą o interwencję do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, który przyznał im rację. - Nie wolno dobijać i cumować na wałach przeciwpowodziowych. Ale nie zamierzamy się wtrącać do sporu, niech armatorzy go rozwiążą między sobą - mówi Tadeusz Zdun, dyrektor puławskiego inspektoratu RZGW.
Właściciel "Pomeranki” tłumaczy, że jego statek w Kazimierzu stoi jedynie na kotwicy, a nie przycumowuje. Tymczasem zrobiliśmy zdjęcie, na którym wyraźnie widać przywiązywanie cumy do palika wbitego w ziemię. - Ale to już jest poza wałem przeciwpowodziowym - broni się Leszek Skorek, który zapowiada, że ostatni przetarg na dzierżawę nabrzeża będzie zaskarżał do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Został ustawiony, tak żebym nie mógł wziąć w nim udziału - uważa.
Tymczasem okazuje się, że armator nie wziął w nim udziału z własnej winy, bo w ubiegłym roku, kiedy dzierżawił jedno stanowisko na nabrzeżu, nie wnosił za nim opłat. - Nie został dopuszczony do przetargu, bo nie wywiązywał się z poprzedniej umowy - mówi dyrektor Boguta. •