Wójt Końskowoli szukając oszczędności w oświacie planował przejęcie szkolnych stołówek przez prywatną firmę oraz utworzenie liczniejszych klas szóstych. Pomysły wywołały jednak opór, dlatego zmian na razie nie będzie.
Pieniądze, które gmina dokłada rocznie do utrzymania oświaty nieprzerwanie rosną. W ostatnim roku różnica pomiędzy subwencją, a kosztami utrzymania szkół i przedszkoli, wyniosła ok. 7 mln zł. Wójt szuka sposobu, żeby te koszty obniżać, ale dotychczasowe propozycje spotykają się ze sprzeciwem ze strony rodziców uczniów.
Jedna z rozważanych do niedawna opcji dotyczyła możliwości zmniejszenia liczby klas szóstych w Szkole Podstawowej im. H. Sienkiewicza w Końskowoli z obecnych czterech do trzech. To wiązałoby się z przegrupowaniem uczniów do znacznie liczniejszych klas, ponad 30-osobowych. O takim pomyśle ich rodzice nie chcą jednak słyszeć.
– To pomysł budzący nasze głębokie zaniepokojenie i zdecydowany sprzeciw. Przepełnione klasy są bez wątpienia problemem dla nauczycieli, którzy mają świadomość obniżenia jakości procesu edukacyjnego uczniów – piszą członkowie rady rodziców, którzy o pomoc w zatrzymaniu zmian zwrócili się do rady gminy. Wśród przedstawionych argumentów wspominają także o pandemii i stresie wynikającym z nauki zdalnej. Według rodziców, nie jest to więc najlepszy moment na taką reorganizację.
Wobec niechęci ze strony rodziców wójt z łączenia klas się wycofał. – Mogę zapewnić, że ten pomysł nie będzie realizowany. Taką decyzję podjęliśmy po głębokiej, wielopłaszczyznowej analizie – zapewnia Mariusz Majkutewicz, zastępca wójta Końskowoli.
Urzędnicy do 2023 roku zamrozili także inny ze swoich pomysłów na oszczędności. Chodzi o rezygnację z utrzymywania kucharek w stołówkach szkolnych w Końskowoli i Pożogu. Przejęcie kuchni przez zewnętrzny podmiot, np. spółdzielnię socjalną lub prywatną firmę, miałoby przynieść ok. 870 tys. zł rocznie. Wiązałoby się to jednak z nowymi, znacznie wyższymi, komercyjnymi stawkami za obiady, których cena obecnie wynosi ok. 3 zł. Ta propozycja również spotkała się z oporem, a nawet petycją, pod którą podpisało się 110 osób. W efekcie reorganizacji kuchni nie będzie.
– Cały czas szukamy kompromisowego rozwiązania, które zadowoliłoby rodziców, a jednocześnie pozwoliło nam obniżyć koszty. Mamy kilka pomysłów, ale w tym, ani w następnym roku nie będziemy ich wdrażać – przyznaje Majkutewicz.