Rozmowa z Jackiem Wyskupem i Bartłomiejem Pankau, członkami Merkalt Ball, zwycięzcami I edycji programu tvn "Mam Talent”
Bartłomiej Pankau: – W życiu prywatnym prawie nic, oprócz tego, że teraz spędzam więcej czasu z moją żoną Kingą. Udział w programie "Mam Talent” dał nam możliwość występowania przed polską publicznością. Do tej pory byliśmy znani tylko poza granicami naszego kraju.
Jacek Wyskup: – Nie musimy już wyjeżdżać na długie miesiące. Nasz cel był taki, żeby występować więcej w Polsce, być z rodzinami. Przez ostatnie lata w domu bywaliśmy bardzo rzadko, czyli wyszło nam to na dobre.
• Dlaczego zdecydowaliście się wziąć w nim udział?
B.P. – Czysty przypadek. Było to dla nas bardzo mile doświadczenie.
J.W. – Żony nas namówiły.
• Spodziewaliście się zwycięstwa?
J.W. – Myślałem, że prędzej wygram w totolotka, niż w jakimkolwiek programie telewizyjnym. Podczas ogłoszenia wyników były wielkie emocje. W telewizji wszystko ładnie wygląda, ale to, co przeżywają uczestnicy, trudno opisać.
B.P, – Na pewno nie spodziewałem się wygranej. Nie myślałem nawet o wejściu do finału, a tu pierwsze miejsce!
• Na co przeznaczyliście wygrane 100 tys. euro?
J.W. – Nie miałem jeszcze czasu, żeby się tym zająć i jak na razie nie mam też pomysłu, na co wygraną przeznaczyć.
B.P. – Ja także jeszcze nie ruszyłem wygranej. Niedawno wróciliśmy do kraju i musimy dobrze przemyśleć, na co wydać pieniądze.
• Od jak dawna trenujecie gimnastykę?
B.P. – Od dzieciństwa. Zacząłem, kiedy miałem 8 lat. Już jako młody chłopak miałem talent do robienia fikołków i innych akrobacji. Żeby dojść do takiego poziomu jak my, trzeba temu poświęcić całe życie. Towarzyszy temu wiele wyrzeczeń, ciężkich treningów. No i oczywiście trzeba mieć odpowiednie predyspozycje.
J.W. – Jesteśmy akrobatami od ponad 20 lat. Myślę, że pewne ewolucje wymagają treningu przez kilka miesięcy, a niektóre… nawet lat.
• Obserwując wasze niektóre akrobacje, można odnieść wrażenie, że działacie wbrew prawu grawitacji...
J.W. – Nie działamy wbrew grawitacji. Powiedziałbym raczej, że troszeczkę tę grawitację oszukujemy. Nie używamy żadnych magicznych balsamów. Jedyne, co stosujemy, to magnezja, którą wcieramy w dłonie. Daje nam to dobry chwyt, gdyż dłonie się pocą i czasami mogą być za śliskie.
• Jak zaczęliście występować razem?
B.P. – Poznaliśmy się w Złotoryi, gdzie razem pracowaliśmy w grupie artystycznej.
Po jakimś czasie postanowiliśmy zrobić coś razem i tak powstał nasz duet.Spędziliśmy wiele godzin na treningach. Mamy bardzo dobre relacje między sobą. Jesteśmy jak rodzina i ufamy sobie w 100 procentach.
J.W. – Nie wykonujemy strasznie trudnych elementów akrobatycznych, aczkolwiek niektórych pozycji nikt poza nami na świecie nie robi. Powiem tak. Wielu akrobatów może zrobić pewne ewolucje, ale tylko nieliczni wykonują je w sposób właściwy.
Często spotykaliśmy ludzi, którzy nie widzieli w tym, co robimy akrobatyki, zauważali natomiast coś innego, coś więcej. Wzruszali się, przeżywali nasz pokaz w sensie artystycznym. I o to nam właśnie chodzi. Żeby poruszyć widza. Pokazać coś innego niż tylko czystą technikę.