Rozmowa z Tomaszem "Titusem” Pukackim, liderem grupy Acid Drinkers.
– To było tak nudne, że nie było co kręcić. Czysta formalność i normalny, nudny proces rejestracji tych dźwięków.
• Skąd nazwa Tommy Gun? Jesteś aż tak wybuchowy jak ten klasyczny karabin?
– Staram się być na tyle wybuchowy, jak oryginalny gangsterski Tommy Gun. Ale to też z tego, że w pierwszym składzie było trzech Tomków: Tommy Olszewski, czyli Lemmy, Titus, czyli ja i Tommy Demolka. Ale, niestety, z Tommym Demolką nie udało nam się zgrać czasowo, dlatego doszedł Marcin, czyli Viking. Ale Tommy Gun pozostało.
• Co oznacza nazwa płyty "La Peneratica Svavolya”?
– Pomysł jak zawsze pochodzi z głowy. Peneratica to jest właściwie słowo z mojego języka. Pener u nas znaczyło kogoś, kto jest grotołazem, brylantowe gardło. Kogoś, kto chodzi po bramach i chleje wino. A ja swawolnie połączyłem te dwa słowa: penera i kogoś swawolnego.
• A skąd w ogóle pomysł utworzenia Tommy Gun? Przecież Acid Drinkers to jest taka twoja kapela, twój projekt.
– Acid to był mój projekt i Popcorna. Teraz to są cztery ważne osobowości, a nie trzech misiów, którzy mi podgrywają z boku. Raczej odwrotnie, to ja im podgrywam czasami. Ja praktycznie nie komponuję w Acid. I stąd Tommy Gun.
• W Tommy Gun wziąłeś się za całą produkcję. Chciałeś pokazać, że jesteś jednym szefem?
– Tak, to jestem ja i to nie jest moje ostatnie słowo! Chciałem zrobić coś, nad czym będę miał kontrolę totalną. Poza tym Acid Drinkers nie zabiera mi całego życia. Ja zawsze mówiłem: gram 50–60 koncertów rocznie, a pozostałe prawie 300 dni mam wolnych. I nie mam wtedy rzeczywiście nic ciekawego do roboty. Mógłbym sobie wypijać codziennie butelkę whisky z rana, ale to nie jest do końca zdrowe. Więc postanowiłem, że powołam coś, co będzie zdrowsze i gdzie będę mógł się wyżyć.
• A nie znudziło ci się, że wciąż jesteś określany jako polski Lemmy; wokalista Motorhead?
– Wolę określenie polski Lemmy niż afgański Lennon.
• W tamtym roku na festiwalu Hunterfest występowaliście przed Motorhead. Poznaliście ich osobiście?
– Nie. Ja nie podchodzę do gwiazd, nie lubię im przeszkadzać.
• Jesteś na scenie od ćwierć wieku. Ćwiczysz jeszcze?
– Na instrumencie od jakiegoś czasu. Właściwie nigdy nie ćwiczyłem, bo nie wiedziałem, że trzeba. Grałem, nagrywałem płyty, dawałem koncerty. Robiłem to szybko i sprawnie. Ale jak zacząłem grać z Maleńczukiem w Homo Twist, wtedy się okazało, że tam jest inna szkoła grania na basie. Dostałem 22 numery do zrobienia i zobaczyłem: to nie jest moja ręka, to nie jest to. Wtedy musiałem zacząć ćwiczyć. Odkąd grałem z Maciejem siedzę częściej przy instrumencie. Teraz gram takie solówki, jakich nie zagrałbym 5 lat temu.
• Z czym ci się kojarzy Lublin?
– Uwielbiam to miasto. Przez wiele lat mieliśmy tutaj management i mnóstwo przyjaciół. Grywaliśmy tutaj częściej niż u siebie w Poznaniu. Czasami dwa razy w roku i to było wspaniałe.
• Jesteś wyjątkowo często zapraszany do programu Kuba Wojewódzki.
– Nienawidzę talk show. Zapraszano mnie do programu Ewy Drzyzgi i kilku innych, ale zawsze odmawiam. Jedynie Kubie nie, bo go po prostu lubię i mnie bawi. Znam go z czasów dawniejszych, kiedy robił w Brumie i przeprowadził z nami kilka wywiadów. Mieliśmy nawet kilka razy okładkę. Jest zawodowcem, jest wyszczekany i żeby z nim gadać trzeba mieć refleks, być trzeźwym, oczytanym i znać zasadę programu. Nie można się dać zapędzić.