Przed granicznymi szlabanami w Dorohusku od tygodnia koczują setki Ukraińców. Nie mają wody, toalet, śpią pod gołym niebem na bagażach. Z braku środków transportu nie mogą przedostać się do swojego kraju.
Wszystko przez to, że przejście w Dorohusku można przekraczać tylko pojazdami. Nie można tego zrobić pieszo.
– Ci ludzie to studenci bądź pracownicy firm z terenu całego naszego kraju i Europy – mówi Józef Tworek, pracownik parkingu znajdującego się tuż przed pierwszymi granicznymi szlabanami. – Dowożeni są tutaj przez swoich pracodawców bądź przyjeżdżają sami na własny rachunek i kończą podróż w Dorohusku. W ciągu doby przewija się około tysiąca Ukraińców. Na miejsce tych, którym w końcu udało się przedostać przez przyjście, przybywają nowi.
Wysadzani tuż przed przejściem granicznym obywatele Ukrainy w szczególnie upodobali sobie sąsiedztwo parkingu, na którym pracuje pan Józef. Bagaże składają na stosach obok stróżówki parkingowego. W nocy na nich śpią. Zmęczeni długimi podróżami zbierają się w liczne grupy. Nie mają wody, załatwiają się gdzie popadnie.
– Boję się, że prędzej czy później zostanę zarażony – dodaje Tworek. – Tym bardziej, że żadne służby tego co się tutaj dzieje nie kontrolują. Kiedy zadzwoniłem w tej sprawie na posterunek policji usłyszałem od dyżurnego, że oni też boją się wirusa i nie przyjadą.
Właścicielem obleganego przez ukraińskich podróżnych parkingu jest Stanisław Maksymiuk, były wójt gminy Dorohusk.
– Ja też w sprawie tego, co się u nas dzieje, zadzwoniłem na numer 112 – mówi Maksymiuk. – Moja rozmówczyni obiecała, że zaalarmuje dorohuskich policjantów. Rzeczywiście niedługo po tym pojawił się u nas funkcjonariusz w towarzystwie dwóch strażników granicznych. Rozejrzeli się i szybko wrócili do siebie. Jedyny efekt był taki, że po pewnym czasie strona ukraińska przysłała do nas busa, który zabrał 38 obywateli Ukrainy. Problem w tym, że jak się doliczyli moi pracownicy, na taki transport czekało wówczas około 200 osób.
W środę koczujący przed szlabanami Ukraińcy doczekali się tylko dwóch busów. Niektórym podróżnym udało się dosiąść do wracających na Ukrainę autokarów bądź samochodów osobowych. Pozostali nadal muszą tam koczować i spędzać noce pod gołym niebem.
– Rzeczywiście były dwa zgłoszenia w sprawie gromadzenia się obywateli Ukrainy w rejonie przejścia granicznego w Dorohusku – mówi Ewa Czyż, rzecznik chełmskiej policji. – W obu przypadkach były podjęte interwencje we współpracy z funkcjonariuszami Straży Granicznej. To oni są głównymi koordynatorami tego, co dzieje się na granicy. Naszym zadaniem jest dbałość o bezpieczeństwo i porządek publiczny. Jak do tej pory ze strony ukraińskich podróżnych starających się przedostać do swojego kraju nie było żadnych przypadków naruszania prawa.
O tym, co dzieje się przed szlabanami, policjanci powiadomili samorząd gminy Dorohusk.
– My i bez tego dostrzegamy problem – zapewnia Katarzyna Rafalska, sekretarz gminy. – Wójt rozmawiał już w tej sprawie z komendantem Nadbużańskiego Oddziału Straży Granicznej. Zgodzili się, że takie zadania jak zaopatrzenie koczujących przed szlabanami Ukraińców w wodę czy ustawienie dla nich tymczasowych toalet to zadanie nie Straży Granicznej, ani gminy, ale wojewody lubelskiego. Dokładnie tak jak to miało miejsce w czasie, kiedy przed szlabanami ustawiały się gigantyczne kolejki TIR-ów.
– Ze swojej strony robimy wszystko, by jak najsprawniej odprawiać obywateli Ukrainy, którzy wracają do swojego kraju – mówi Dariusz Sienicki, rzecznik komendanta NOSG. – Minionej doby było ich kilkuset. Ale nie mamy wpływu na to, że w ostatnim czasie tak wielu Ukraińców gromadzi się w pobliżu przejść granicznych. Podpowiadam, że z myślą o nich zgodnie z międzypaństwowym porozumieniem z Przemyśla kursuje na Ukrainę specjalny pociąg.
Dziś liczba Ukraińców przed dorohuskimi szlabanami jeszcze się zwiększyła. Doszło do tego, że zablokowali oni drogę dla TIR-ów. Interweniowała policja.
Jak do tej pory większą skutecznością od służb wykazał się Stanisław Adamiak, honorowy konsul Ukrainy w Polsce. W porozumieniu z NOSG przed tygodniem na swój koszt wynajął autokar, który kilkoma kursami przewiózł do ukraińskiego Jagodzina grupę 300 koczujących w Dorohusku Ukraińców.