Właściciele siłowni, pracownicy branży fitness i osoby, które czują potrzebę uprawiania sportu nie rozumieją dlaczego w czerwonej strefie zamykane są kluby sportowe i baseny.
Łukasz Orbitowski, popularny pisarz i osoba, która regularnie chodzi na siłownię, nowe obostrzenia skomentował we wpisie na Facebooku.
– Kościoły, szkoły i lokale gastronomiczne pozostają otwarte. Słyszałem o żródłach zakażeń w świątyniach i knajpach. Nie przypominam sobie, aby klub fitness, siłownia albo basen stały się takim ogniskiem. Może się mylę? – pisze Orbitowski.
Wprost dodaje, że nie rozumie posunięć rządu. I nie chodzi tylko o to, że aktywność fizyczna wielu osobom jest bardzo potrzebna i działa na nie antydepresyjnie. Orbitowski porusza też wątek gospodarczy.
– Jeli istnieje epidemiologiczna konieczność sportowego lockdownu, to należy zadbać o pracowników tej branży. To samo zresztą dotyczy paru innych, choćby eventowej. Ludzie zostają właśnie bez środków do życia, a polski rząd ma ich w dupie. Tak, w dupie. Powiem więcej, pan premier i jego koledzy srają sobie radośnie na głowy potrzebujących. Tak to należy nazwać, nie inaczej – czytamy.
Wprowadzenie takich obostrzeń nie rozumie też Adam Skwara, właściciel siłowni Colloseum w Łukowie. –To jest chore, to jest jedna wielka pomyłka. Dlaczego nie zamykają wielkich marketów typu Biedronka, czy kościołów. Tam wprowadzają tylko ograniczenia. A przecież tam się przewijają codziennie setki ludzi. Ale w telewizji nie słyszę, żeby kasjerki chorowały. Czy to oznacza że na siłowniach musi ktoś chorować? – mówi.
Zamykanie siłowni Skwara nazywa „drugim komunizmem”, bo władza robi co chce.
–To nie jest może bardzo opłacalny biznes, bo na siłownię przychodzą 140 osoby, a karnet kosztuje 70 zł. Do tego, dochodzą koszty wynajmu lokalu, opłaty za prąd i klimatyzację. Kokosów nie ma. A jak zamkną, to z czego mamy żyć? – stawia pytanie przedsiębiorca.
Ma być obecny na zapowiadanym na sobotę w Warszawie ogólnopolskim strajku branży fitness. Siłowni przypilnuje jego kolega, bo każdy grosz w tym momencie się liczy.
– Ale nie oszukujmy się, ten rząd nie patrzy na ludzi, więc nie sądzę, aby taki protest przyniósł efekty. Dlaczego nikt nie mówi, co będzie dalej? Czy dostaniemy nową tarczę antykryzysową i do kiedy to potrwa? Pewnie do stycznia, co najmniej – ocenia Skwara.
Monika Banaś, właścicielka puławskiego klubu fitness "Avangarda" też wybiera się na protest do stolicy. - Kompletnie nie rozumiem decyzji rządu o tym, że siłownie i kluby fitness, taki jak nasz, muszą zostać zamknięte. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Uważam, że to duży błąd, który uderzy w całą branżę. Niektórzy dopiero niedawno zaczęli się podnosić po wiosennym lockdownie, a dzisiaj słyszą o tym, że muszą ponownie zamykać swoje lokale - nadal płacąc składki, opłacając wynagrodzenia itd. To jest czysta hipokryzja ze strony rządzących - mówi kobieta.