We wtorek Lublin odwiedziła halowa wicemistrzyni świata, specjalistka od wieloboju Adrianna Sułek. Zawodniczka AZS UMCS była bardzo zapracowana, ale znalazła czas, żeby spotkać się z uczniami Szkoły Podstawowej nr 58 przy ul. Berylowej.
Sułek opowiadała młodzieży o początkach swojej kariery, o największych sukcesach, a później zmierzyła się z bardzo trudnymi pytaniami. Nie zabrakło poważnych tematów, jak sytuacja na Ukrainie, ale musiała też zdradzić: czy ma męża (chłopaka), jakie są jej ulubione słodycze (czekolada), czy jaki przedmiot w szkole lubiła najbardziej (wf i matematyka).
To jakie były jej sportowe początki? – Jak byłam mała i dużo czasu spędzałam na podwórku, to już wtedy rodzice mówili, że energię powinnam ukierunkować w sporcie. Zaczynałam od siatkówki i przez osiem lat grałam w Pałacu Bydgoszcz. Szybko stwierdziłam, że czas wziąć odpowiedzialność na swoje barki i wybrać indywidualną konkurencję, żeby wszystko zależało ode mnie i żebym mogła polegać tylko na sobie – mówi Adrianna Sułek.
Dodaje też, że początki z lekką atletyką nie były łatwe. – Nie wiedziałam o co chodzi. Przychodziłam na treningi w stroju siatkarskim. Przez parę tygodni dostawałam różne sprzęty do ręki i wtedy zobaczyłam, że to jest coś, w czym się nie nudzę. A ja lubię, jak dużo się dzieje i mogę podróżować, czy poznawać nowych ludzi – zapewnia zawodniczka AZS UMCS.
Wyjaśniała też, że ciężką pracą można dojść do wszystkiego. – Talent jest ważny, żeby zdobywać medale, trzeba jednak przy tym bardzo ciężko pracować. Uważam, że jeżeli ktoś jest bardzo zawzięty, to jest w stanie wypracować takie umiejętności, żeby stawać na podium na tych najważniejszych imprezach – przekonuje Sułek.
Opowiedziała też, jak często trenuje. – W ciągu dnia spędzam siedem-osiem godzin na dwóch treningach, a muszę zadbać jeszcze o odpowiednią regenerację i zbilansowaną dietę. Dlatego czasu na wyjścia ze znajomymi jest znacznie mniej – mówi wicemistrzyni świata z Belgradu.
Jeżeli chodzi o najbliższe, sportowe plany, to jej celem i marzeniem jest medal olimpijski. – Odkąd pamiętam powtarzałam mamie, ze urodziłam się po to, żeby zdobywać medale olimpijskie. I faktycznie na przestrzeni lat zaczynam dojrzewać do tego, że to nie będzie tylko dziecięce marzenie, ale cel z odroczoną datą realizacji. Do Tokio pojechałam zebrać doświadczenie, zobaczyć, jak te najlepsze zawodniczki się zachowują – zapewnia Sułek.
Co ciekawe, jeżeli się uda, to nie wyklucza nawet zakończenia kariery. – Moim celem za niecałe trzy lata jest medal w Paryżu i jeżeli planu nie zrealizuję, to będę czekała do kolejnych igrzysk. Gdyby jednak się udało, to może już za trzy lata zakończę karierę – przekonuje zawodniczka AZS UMCS.
A jak wspomina występ w Tokio, gdzie uplasowała się na 16 miejscu? – Żałuję, że igrzyska były w pandemii i nie mogliśmy doświadczyć ich w pełni. Nie mogliśmy nawet opuścić wioski olimpijskiej. Wszyscy byliśmy w jednym miejscu, mieliśmy swoje centra handlowe, sklepy, czy fryzjera. Widziałam tylko znajome twarze, które widuje na bieżni, a poza tym niewiele więcej, tylko drogę na stadion. Japonia to jednak inny świat, jeżeli chodzi o technologię. Tam jest więcej robocików niż ludzi – śmieje się Sułek.