Rozmowa z Aleksandrą Mirosław, zawodniczką Klubu Wspinaczkowego Kotłownia Lublin
- Chyba może być pani zadowolona ze swojego występu podczas mistrzostw Polski…
– Na ścianie zrobiłam dobry czas, pobiegłam bezbłędnie, wygrałam i to się dla mnie liczy. To mój kolejny tytuł mistrzyni Polski. Po raz ostatni świętowałam w 2020 roku. W stu procentach jestem z siebie zadowolona.
- Została pani po raz kolejny mistrzynią Polski i ustanowiła nowy rekord kraju: 6,39 sekundy. Co bardziej cieszy?
– To już kolejny raz, kiedy razem z mistrzostwem Polski ustanawiam rekord kraju. Mam już ich kilka. Podczas poprzednich startów też byliśmy świadkami takiego scenariusza. Tak naprawdę cyferki nie mają dla mnie aż tak dużego znaczenia. Udział w mistrzostwach Polski traktowałam jako kolejny etap przygotowania do walki o paszport na igrzyska olimpijskie Paryż 2024. W niedzielę wieczorem zakończyły się mistrzowskie zawody, a w poniedziałek w godzinach późno popołudniowych uczestniczyłam w kolejnym treningu. Razem z trenerem wszystko mamy dokładnie zaplanowane, dzień po dniu. Nie ma czasu na zbyt długie świętowanie.
- Polski Związek Alpinizmu uznał pani wynik 6,39 sekundy za nowy rekord Polski…
– Każdy nowy rezultat uznawany jest za taki wyczyn. Niestety, zawody rangi krajowej nie są organizowane przez Międzynarodową Federację Wspinaczki Sportowej i dlatego ścianki nie mają licencji IFSC. Dlatego wyniki krajowe nie mogą być uznane oficjalnie za rekordy świata. Także nie wszystkie zawody rangi Pucharu Świata posiadają taką licencję. Dowiadujemy się o tym w ostatniej chwili, tuż przed startem.
- Na najwyższym stopniu podium MP stanęła pani, ze srebrem zawody zakończyła Natalia Kałucka, a z brązowym medalem jej siostra Aleksandra. Trójka na podium nie jest chyba zaskoczeniem?
– Rzeczywistość właśnie tak wygląda. Nie chwalę się, ale jestem ja, później są siostry Kałuckie, a następnie Patrycja Chudziak i Anna Brożek. W każdych zawodach skupiam się na swojej pracy. Jestem ja, ścianka, którą muszę pokonać i czas. Mam wykonać dobrze i szybko swoje zadanie. Jeśli inni będą ode mnie szybsi, nie będzie wstydem dla mnie zawodniczki przegrać z lepszą od siebie. To doskonała lekcja dla każdego sportowca.
- Pierwszy cel w tym roku już pani zrealizowała, jakie będą kolejne starty?
– Za trzy tygodnie czeka mnie Puchar Europy, który odbędzie się w Tarnowie. Następnie będą dwa starty w Pucharze Świata, a potem już mistrzostwa świata w Bernie, w Szwajcarii. Mój start został zaplanowany na 10 sierpnia, będzie to moja godzina zero.
- Jak długo będziemy czekali na pobicie aktualnego rekordu świata 6,53 sekundy, ustanowionego przez panią w ubiegłym roku w Salt Lake City?
– To co mnie interesuje, to na pewno nie kolejny rekord globu. Dzisiaj ja jestem jego właścicielką, jutro będzie ktoś inny. Nikt za rekord świata nie przyzna mi paszportu na igrzyska olimpijskie w Paryżu, w przyszłym roku. Muszę sama go wywalczyć podczas sierpniowych mistrzostw świata. Udział w ścisłym finale da mi przepustkę do Paryża. I to jest nasz cel w tym roku.