FOT. PRZEMYSŁAW GĄBKA/GORNIK.LECZNA.PL
Górnik kolejny raz podarował rywalowi punkty. – Nasza gra w defensywie to był koszmar – ocenił trener zielono-czarnych Jurij Szatałow
Cztery kolejne spotkania Górnik Łęczna zakończył bez kompletu punktów. Niepokojące są już nawet nie tyle same wyniki, ile po prostu słaba gra zespołu w pierwszej części kolejnych meczów. Szybko stracony gol, który ustawia spotkanie to już doskonale znany scenariusz.
– Musimy to zmienić i od meczu ze Śląskiem wyjść od pierwszej minuty tak, jak wychodzimy w drugiej połowie. Nie wiem, czy to koncentracja zawodzi, czy coś innego, ale musimy to naprawić. Błędy sędziego? Na boisku mieliśmy pretensje, ale sędzia nie strzela bramek – przyznał napastnik Górnika Bartosz Śpiączka.
– W poniedziałek byliśmy Świętym Mikołajem. Spokojnie oddaliśmy trzy punkty u siebie – można powiedzieć, że bez bójki i w prezencie. Przed nami trudne rozmowy, bowiem już trzeci mecz rozpoczynamy w ten sam sposób. W pierwszych dwudziestu minutach wyglądamy jak dzieci. Nasza gra w defensywie to był koszmar. Pogoń w pierwszej połowie wyprowadza cztery akcje i zdobywa trzy gole. Potem trudno to odrabiać. Trzeba coś zmienić. Jedyny plus to taki, jak na Legii, że nie brakuje nam zdrowia i do końca gonimy wynik – dodał Szatałow.
O ile w meczu z Górnikiem Zabrze udało się doprowadzić do remisu, o tyle w Warszawie i spotkaniu z Pogonią wywalczenie punktu okazało się niemożliwym do zrealizowania zadaniem. Ale zabrakło niewiele.
– Zawsze powtarzam, że 2:0 to niebezpieczny wynik. Tym razem o mały włos wynik 3:0 byłby również niebezpieczny. Wracamy zadowoleni z punktów, ale na pewno niezadowoleni z gry. Cieszę się bardzo, że udało się wygrać. Górnik walczył ambitnie – ocenił trener Pogoni Czesław Michniewicz.
W tym roku do rozegrania pozostały jeszcze dwie kolejki. Zielono-czarnym o punkty będzie jednak bardzo ciężko. Za tydzień zmierzą się na wyjeździe ze Śląskiem, a następnie podejmą u siebie Lechię Gdańsk. Obie ekipy są w tabeli za nimi, ale w pierwszej rundzie to one wychodziły obronną ręką z bezpośredniej rywalizacji.