Rozmowa z Justyną Marciniak, podwójną złotą medalistką mistrzostw świata, które odbyły się w poprzednim tygodniu w Krakowie
• Dość cicho było ostatnio o Justynie Marciniak, dlatego występem w Krakowie zaskoczyła pani wielu kibiców. Cisza sprzyja mocnemu treningowi?
– Po prostu zaczęłam robić inne rzeczy. Cztery lata temu przeprowadziłam się do Warszawy. Rzeczywiście ostatnio mniej się o mnie mówi w kontekście karateczki. W czerwcu jednak zostałam mistrzynią Polski w kumite. Jestem również jedną z trenerek kadry juniorek.
• Co robi pani w stolicy?
– Oprócz ćwiczenia karate zajmuję się dietetyką i treningami personalnymi. Zawsze byłam tym zainteresowana, dlatego teraz cieszę się, że wreszcie mogę się poważnie tym zajmować.
• Czyli idzie pani drogą wytyczoną przez Annę Lewandowską. Ona również zaczynała od karate.
– Nie, ja jestem Justyną Marciniak i podążam swoją drogą. Jako zawodniczka miałam zawsze spore ambicje. Odniosłam wiele sukcesów, a jedną z ich przyczyn było połączenie odpowiedniego żywienia z dobrze dobranym treningiem.
• Co zmieniło się w pani treningu przez dwadzieścia lat kariery?
– Przede wszystkim teraz trenuje dużo mądrzej. Nie zajeżdżam się tak jak kiedyś. Dojrzałam i wiem, jakie są potrzeby mojego ciała. Ono przede wszystkim potrzebuje regeneracji i indywidualnej diety.
• Dużo ma pani klientów?
– Na brak nie narzekam. Ostatnio dużo czasu poświęcałam na przygotowanie się do mistrzostw świata w Krakowie. Myślę, że teraz moja firma powinna ruszyć jeszcze mocniej. Kiedy pracuję z moimi klientami, to zawsze układam im indywidualną dietę. Bardzo istotne są dla mnie badania krwi. Mam też kilka innych projektów. W grudniu wydaję książkę o karate, która będzie przeznaczona dla dzieci. Będzie dużo grafiki, a także wiele interesujących historii.
• Porozmawiajmy nieco o zawodach w Krakowie. Zdobyła pani tam trzy medale – dwa złota i jeden brąz. Ten dorobek chyba może zadowalać?
– Tak, chociaż w fuku-go również powinnam była walczyć o złoto. Niestety z Marią Deptą zostałyśmy źle rozpisane, przez co spotkałyśmy się już w półfinale. Tak naprawdę, to powinnyśmy zmierzyć się w finale. Przegrałam z nią 2:3 i to tylko zmotywowało mnie do lepszego startu w kumite. Tam było naprawdę ciężko, bo od czterech lat jestem mistrzynią świata w tej konkurencji, więc wszystkie rywalki nastawiały się na mnie i dokładnie obserwowały, co robię. Moja dojrzałość i opanowanie pozwoliły mi jednak zdobyć złote momenty. Cieszę się, bo w kilku pojedynkach zaliczyłam spektakularne akcje.
• Zajęła pani pierwsze miejsce zarówno w rywalizacji drużynowej, jak i indywidualnej. Które złoto dało większą satysfakcję?
– Jestem indywidualistką i lubię wygrywać. Start drużynowy jednak również przyniósł mi mnóstwo radości. Byłam najbardziej doświadczona i czułam się odpowiedzialna za drużynę. Starałam się moje koleżanki dodatkowo motywować. W końcu start z orzełkiem na piersiach to olbrzymie wyróżnienie.
• Co dalej z karierą Justyny Marciniak?
– Chcę zajmować się dietetyką i promocją karate. Ten sport dał mi mnóstwo radości przez dwadzieścia lat mojej kariery. Teraz chcę mu dać nieco od siebie. Chcę przekazywać radość innym zarówno jako trener, jak i ekspert dietetyczny.