To był jeden z najgorszych meczów w wykonaniu reprezentacji Polski od lat. Zespół prowadzony przez Vitala Heynena zaprezentował się fatalnie i przegrał 2:3 z Argentyńczykami. Polacy musieli sobie radzić w tym spotkaniu bez przeziębionego Michała Kubiaka, ale to nie usprawiedliwia tak koszmarnej gry.
Kapitan reprezentacji Polski nie ma szczęścia w ostatnich dniach, bo wcześniej doskwierały mu problemy żołądkowe. Jednak nawet pomimo jego nieobecności, biało-czerwoni znakomicie rozpoczęli pojedynek z zespołem z Ameryki Południowej. Przy prowadzeniu 5:1 trener Julio Velasco przerwał grę, żeby poinstruować swoich podopiecznych. Do przerwy technicznej niewiele się zmieniło – obrońcy tytułu wygrywali 8:3. Dużo swobody i skuteczny blok to dwa elementy, które powtarzały się także w poprzednich meczach Polaków. Wtedy dawały im wyraźne prowadzenie i tak było też tym razem. Argentyńczycy sięgnęli po mało sportową metodę i próbowali opóźniać grę. Zadziałało to tylko do pewnego stopnia. Biało-czerwoni prowadzili 16:10 na drugiej przerwie technicznej, chociaż nie ustrzegli się kilku prostych błędów. Nie przeszkodziło im to jednak spokojnie dograć tę partię do końca i wygrać 25:14.
Reprezentacja Argentyny wpasowała się w schemat z poprzednich spotkań Polaków, czyli dała się zdominować w pierwszym secie, ale powróciła w kolejnej odsłonie. Jak się potem okazało, poszła też o krok dalej. Sami liderzy grupy H wyciągnęli do nich rękę, psując proste zagrania. Na krótką konsultację ze szkoleniowcami schodzili, prowadząc 8:7. Zawodnicy Julio Velasco korzystali na potknięciach rywali i cały czas trzymali się tuż za nimi. Kwestią czasu było to, kiedy wyjdą na prowadzenie – po kilku udanych zagraniach wygrywali 16:14. W szeregach obrońców trofeum pojawiły się nerwy, przez co mocno ucierpiała ich dyspozycja. Argentyńczycy oddalali się i chyba sami nie spodziewali się, że będzie im szło tak łatwo. Seria błędów Polaków okazała się katastrofalna w skutkach, bo przegrali drugiego seta 19:25.
Trzecia partia w wykonaniu podopiecznych Vitala Heynena powinna nosić filmowy tytuł „Poszukiwacze zaginionej formy”. Problem w tym, że to produkcja co najwyżej klasy B, bo biało-czerwoni grali fatalnie – nie kończyli ataków, popełniali głupie błędy i oddawali punkty na zagrywce. Na przerwie technicznej przegrywali 4:8. Z każdą kolejną akcją nie było wcale lepiej. Polacy nie mogli się odnaleźć, a czasu mieli coraz mniej. Nie zanosiło się na to, że uda im się odbudować. Argentyńczycy imponowali luzem i to najbardziej drażniło obrońców tytułu. Ostatecznie biało-czerwoni przegrali kolejnego seta w kompromitującym stylu, tym razem 23:25.
Polacy przeżywali potężny kryzys i wiele wskazywało na to, że zejdą z boiska pokonani. Na pierwszej przerwie technicznej przegrywali 6:8. Co ciekawe, reprezentacja Argentyny nie prezentowała wcale wybitnej siatkówki, tylko po mistrzowsku wykorzystywała niemoc Polaków. Pojawiło się jednak światełko nadziei – biało-czerwoni wyszli na prowadzenie 12:11, ale nie cieszyli się z niego długo, bo już za chwilę zepsuli serwis. Obie drużyny wdały się w wymianę ciosów. Jako pierwsi zaczęli się oddalać siatkarze z Ameryki Południowej – przy stanie 17:19 Vitel Heynen poprosił o przerwę na żądanie. Jedynym zawodnikiem, który trzymał Polaków w grze był Dawid Konarski. Swoje na zagrywce dołożył też Jakub Kochanowski i zrobiło się po 20. Na ratunek przyszedł potem Damian Schulz, który nękał przeciwników mocnym serwisem, dzięki czemu wyprowadził swój zespół na prowadzenie 24:22. Po niezwykłych męczarniach biało-czerwoni wygrali do 23.
To był pierwszy tie-break Polaków na tym turnieju. I jeden i drugi zespół nie mógł się w nim pochwalić dobrą grą – oglądaliśmy festiwal błędów. Argentyńczycy mieli tę przewagę, że umiejętnie obijali blok. Podopieczni Vitala Heynena ratowali się jak tylko mogli, ale w połowie tej odsłony i tak tracili do rywali punkt – 7:8. Pewne było tylko to, że zwycięzca nie opuści hali z podniesioną głową. Zamiast sportowej walki dostaliśmy pojedynek na interpretacje przepisów. Obaj szkoleniowcy doszukiwali się punktów w najbardziej kontrowersyjnych akcjach, czyli w obijaniu bloku. Na drodze uczciwej rywalizacji stanęły nowe regulacje, które Polacy poznali… w trakcie turnieju, tuż przed drugą fazą. Zrobił się z tego anty-mecz siatkówki. Obrońcy tytułu prowadzili 14:11, ale nie postawili kropki nad „i” – tablica pokazywała wynik po 14. Argentyna wyczuła krew i pokonała biało-czerwonych 16:14.