Brązowe medalistki mistrzostw Polski z poprzedniego sezonu w tym roku są cieniem ekipy sprzed kilku miesięcy. To o tyle, dziwne, że pomimo odejścia kilku czołowych zawodniczek, wciąż dysponują jednym z najmocniejszych składów w Tauron Basket Lidze Kobiet.
Matee Ejavon i Victoria Macaulay to gwiazdy całych rozgrywek, a wspólnie z Weroniką Idczak, Pauliną Misiek oraz niedawno pozyskaną Renee Taylor tworzą piątkę, która jest w stanie nawiązać walkę z każdym rywalem w kraju. Problemem jest brak klasowych rezerwowych i wąska kadra. To chyba główne powody, dla których Energa wygrała zaledwie siedem spotkań i po 17 kolejkach plasuje się dopiero na siódmej pozycji.
Niska pozycja w ligowej tabeli to także efekt fatalnego początku rozgrywek. Torunianki wygrały tylko raz na siedem meczów, a po porażce z Pszczółką na własnym parkiecie zwolniony został trener Anatolij Bujalski. W jego miejsce zatrudniono Bośniaka Elmedina Omanicia, który pracował już w Toruniu w przeszłości i wyniki uległy poprawie. Z nim na ławce Energa rozegrała dziesięć spotkań, sześć wygrywając. Ten rok zaczęła od zwycięstw nad MKK Siedlce i Widzewem Łódź, a następnie uległa, choć minimalnie, Ślęzie Wrocław oraz Basketowi 90 Gdynia. W Lublinie będzie chciała zrehabilitować się za te wpadki i powalczyć o zwycięstwo. Tylko taki wynik pozwoli jej zachować realne szanse na awans na szóstą pozycję w lidze. To o tyle ważne, że pozwoli uniknąć mocniejszego rywala w fazie play-off.
Takie same plany mają jednak akademiczki, które w ostatnich tygodniach osiągnęły wysoką dyspozycję. Nieco ponad tydzień temu wywalczyły Puchar Polski, a w ostatni weekend uległy na wyjeździe Ślęzie Wrocław zaledwie jednym punktem. Dziś z pewnością będą chciały udowodnić, że zwyżka formy nie jest tylko przypadkiem.
Dla lublinianek największym problemem może być zmęczenie. To będzie już ich czwarte spotkanie w ciągu 17 dni. Nie wiadomo też, czy gotowa do gry będzie już Marta Jujka. Bez niej w składzie znacznie częściej będzie wygrać walkę na deskach.