TBV Start Lublin nie awansował do fazy play-off. Działacze „czerwono-czarnych” powoli powinni zacząć myśleć już o budowie składu na kolejny sezon
To jednak trzeba robić w zupełnie inny sposób, niż dotychczas. Wszystko przez zmianę przepisów o liczbie cudzoziemców. Do tej pory na parkiecie w każdym momencie spotkania musiało przebywać co najmniej dwóch Polaków. Teraz ten zapis radykalnie zmieniono. W nadchodzącym sezonie do protokołu meczowego w każdej drużynie musi być wpisanych minimum siedmiu zawodników wyszkolonych w Polsce.
Pozostali gracze mogą być obcokrajowcami i w ich przypadku nie jest istotne czy są z Unii Europejskiej czy spoza niej. W praktyce oznacza to, że na parkiecie jednocześnie będzie mogło przebywać nawet pięciu Amerykanów. – Do tej pory budowę składu zaczynało się od Polaków, a teraz to będzie bez znaczenia. To jest największa różnica – przekonuje David Dedek.
– Ciężko powiedzieć, jak wpłynie to na naszą koszykówkę. Dzięki dotychczasowym przepisom wielu Polaków zaistniało na parkietach EBL. Teraz będą drużyny, które będą bazować przede wszystkim na Amerykanach czy chociażby Serbach. Polacy mogą odgrywać w nich marginalne role – przekonuje Marcin Dutkiewicz.
Jak będzie wyglądał skład TBV Startu w przyszłym sezonie? Na razie na takie dywagacje jest jeszcze za wcześnie. Pewne jest, że kilku zawodnikom kończą się kontrakty. W tym gronie są m.in. Marcin Dutkiewicz i Uros Mirković. – Ciężko jest mi mówić o mojej przyszłości. Wiadomo, że dobrze czuję się w Lublinie i chciałbym tu pozostać na kolejne rozgrywki. Na razie jednak czekam na ruch ze strony klubowych działaczy – mówi Dutkiewicz.
Wydaje się, że trenerem drużyny pozostanie David Dedek. Słoweniec nie osiągnął w tym sezonie założonego celu, jakim był awans zespołu do fazy play-off. Nadal jednak ma mocną pozycję. Nie można mu zresztą zarzucić wielu błędów. Słoweniec miał pomysł na zespół, który opierał się na szybkiej grze. I chociaż do najlepszej ósemki nie udało się wedrzeć, to TBV Start był zespołem, który grał koszykówkę przyjemną dla oka.
Nowe przepisy otwierają przed działaczami „czerwono-czarnych” wiele nowych możliwości. Już na starcie pewne ruchy kadrowe ograniczają jednak finanse. To właśnie one sprawiają, że ciężko wierzyć w pozostanie w Lublinie Joe Thomassona czy Devonte Upsona. Obaj mają za sobą bardzo dobre rozgrywki i można przypuszczać, że „czerwono-czarni” nie będą w stanie konkurować z dużo bogatszymi klubami. Tak zresztą było rok temu w przypadku Chavaughn Lewisa.
W klubie powinien natomiast zostać James Washington, którego umowa obowiązuje jeszcze przez rok. Do niego wypada więc dorzucić jeszcze kilku obcokrajowców, w tym obwodowego odpowiedzialnego za zdobywanie punktów oraz silnego fizycznie centra. To właśnie brak takiego zawodnika uniemożliwił lublinianom skuteczną walkę z kilkoma ligowymi przeciwnikami. Upson, Roman Szymański czy Kacper Borowski mieli niewiele do powiedzenia w konfrontacji z zawodnikami pokroju Adama Łapety czy Adama Hrycaniuka. Niestety, w tym momencie wraca temat finansów, bo tacy gracze kosztują najwięcej...