ROZMOWA z Michałem Kubisztalem piłkarzem ręcznym Azotów Puławy
- W półfinale play-off mistrzostw Polski przegrywacie z Orlen Wisłą Płock 0-2. Ale trzeba przyznać, że byliście naprawdę blisko, aby wygrać przynajmniej jedno spotkanie.
– Nie mamy się czego wstydzić, nie przegraliśmy żadnego z tych spotkań już w szatni. Wyszliśmy i walczyliśmy. Szczególnie szkoda pierwszego meczu, w którym byliśmy bardzo blisko sukcesu.
- Oba spotkania miały ten sam scenariusz, w pierwszej połowie prowadziliście wy, w drugiej już Płock.
– Naszym problemem jest to, że trafiają nam się nawet dziesięciominutowe przestoje. Nie potrafimy utrzymać naszej dobrej gry przez 60 minut. I to wykorzystali gospodarze. Dodatkowo, ważnym czynnikiem była praca sędziów. Para z Gdańska swoimi decyzjami wprowadziła nerwową atmosferę. Podyktowali aż jedenaście rzutów karnych dla Płock przy zaledwie dwóch dla Azotów. Karali nas głównie za obronę w kole i co się okazało? Oglądaliśmy powtórkę i przynajmniej pięciu karnych być nie powinno. Niezrozumiała była również czerwona kartka za faul Jana Sobola pokazana w 43 minucie. Owszem, przewinienie było, ale zasługiwało najwyżej, na karę dwóch minut. Decyzje arbitrów wybiły nas z rytmu. Zajęliśmy się sędziowaniem, a nie grą, co musiało odbić się na wyniku.
- Pokonani często narzekają na sędziów...
– Skoro mamy mieć w Polsce ligę zawodową, to należy mieć nadzieję, że i zawodowych arbitrów. W tej chwili sędziują nam ludzie, którzy na co dzień zajmują się zupełnie czym innym, a do sędziowania podchodzą jak do hobby. Mają więc prawo popełniać błędy i to jest zrozumiałe. Ale od ich oceny są ludzie w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Jakiekolwiek wypowiedzi zawodników na ten temat mogą później tylko im szkodzić.
- Co zrobić, aby wyeliminować przestoje z waszej gry?
– Musimy opanować sztukę gry, kiedy wynik oscyluje wokół remisu. Bo to jest sztuka. Zespół z Płocka już to potrafi, rozegrał takich meczów dziesiątki. Doświadczenie z Ligi Mistrzów procentuje i przyniosło też efekt w spotkaniu z nami. Ograli nas dwukrotnie i są blisko finału mistrzostw Polski.
- Czy Wisła Orlen jest do „ugryzienia” na własnym terenie?
– Tak. Jeżeli nie przestraszymy się tego spotkania już w szatni, to jesteśmy w stanie nawiązać równorzędną walkę. Wystąpimy w naszej małej hali, w której wiele zespołów nie potrafi grać. Będziemy mieć za sobą kibiców, na wsparcie których bardzo liczymy. Zamierzamy walczyć, jeszcze się nie poddaliśmy.