ROZMOWA Z Arkadiuszem Woźniakiem, najnowszym nabytkiem Górnika Łęczna
– Szczerze mówiąc mnie też ciężko powiedzieć jest, czego tak naprawdę brakowało. Może chodziło o to, że kilka spotkań zagrałem na środku pomocy, kilka z boku, a tylko parę razy dostałem szansę na mojej nominalnej pozycji napastnika? Nie chcę się jednak tłumaczyć, bo miałem okazje do strzelenia goli i tylko moją winą jest, że ich nie wykorzystałem.
• Zimą mówiło się, że może pan trafić do Podbeskidzia Bielsko-Biała, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
– Nie chcę zajmować się spekulacjami. Jestem w Górniku i o tym rozmawiajmy.
• Można powiedzieć, że przeprowadzając się do Łęcznej zrobił pan krok do tyłu, żeby później wykonać dwa do przodu?
– Nie uważam, że zrobiłem krok do tyłu. Trafiłem do drużyny, która walczy o awans do ekstraklasy. Zamierzam solidnie przepracować pół roku, odbudować się piłkarsko i pomóc w realizacji celów. Myślę, że moje wypożyczenie wyjdzie na dobre wszystkim stronom.
• Jak przyjęli pana koledzy z drużyny?
– Bardzo ciepło. W szatni jest wielu doświadczonych zawodników, ogranych w ekstraklasie. Najważniejsze, że mamy wspólny cel. Nie przewiduję problemów z aklimatyzacją.
• Wysoka stawka, o jaką gra Górnik, miała wpływ na pana decyzję o wyborze klubu?
– Oczywiście, walka o awans jest gwarancją emocji w każdym spotkaniu. Przychodzę do zespołu, który jest liderem, ma kilka punktów przewagi nad grupą pościgową i po pierwsze nie mogę niczego popsuć. Później będziemy się zastanawiać, w jaki sposób mogę pomóc.
• W Łęcznej jest komu dogrywać piłki, ale brakuje typowego egzekutora. Jesienią tę rolę częściowo pełnił Łukasz Zwoliński, ale gdy miał gorszy dzień lub narzekał na uraz, nie było kim go zastąpić. Czuje się pan na siłach, żeby zostać takim egzekutorem?
– Potrafię strzelać bramki i chcę to udowodnić. Najważniejsza jest jednak drużyna i to jej musi być wszystko podporządkowane. Zdaję sobie też sprawę z tego, że nikt nie odda mi za darmo miejsca w składzie. Czeka mnie o nie ciężka walka z Łukaszem Zwolińskim.