SPS Eko Różanka okazał się najlepszy w rozgrywkach minionego sezonu i tym samym wywalczył awans do IV ligi.
O zespole z Gminy Włodawa zaczęło być słychać przed dwoma laty. Wówczas prowadzona przez doświadczonego szkoleniowca Andrzeja Łągwę ekipa wywalczyła awans do chełmskiej klasy okręgowej. Występowała wtedy jeszcze jako Płomyk Różanka i z przewagą dziewięciu punktów nad drugim Spółdzielcą Siedliszcze i aż 18 nad trzecim Hutnikiem Dubeczno, świętowała awans.
Ojciec sukcesu trener Andrzej Łągwa popracował w klubie z Różanki jeszcze przez kolejny sezon. Pod jego opieką zespół w debiutanckim występie w lidze okręgowej zajął wysokie piąte miejsce gromadząc 50 punktów. Dość powiedzieć, że wtedy lepsze okazały się jedynie doświadczone i ograne na tym poziomie zespoły Kłosa Chełm (ówczesnego zwycięzcy ligi) oraz Startu Krasnystaw, Sparty Rejowiec Fabryczny i Frassatiego Fajsławice.
W obecnych rozgrywkach na SPS Eko Różanka nie było już mocnych. Pod okiem grającego trenera Sławomira Skorupskiego, zespół od początku deklarował walkę o najwyższe cele. Najgroźniejszym konkurentem był Start Krasnystaw, który po raz kolejny przymierzał się do powrotu do IV ligi.
Na finiszu ekipa z Różanki wyprzedziła rywala i wygrywając 4:0 z Unią Rejowiec w ostatniej kolejce przypieczętowała końcowy sukces. Start nie podołał wyzwaniu i na koniec stracił kontakt z liderem przegrywając na swoim boisku 1:3 z Frassatim Fajsławice. Tym samym bilans bezpośrednich spotkań dwóch zainteresowanych awansem drużyn, na co zanosiło się w końcówce sezonu, nie był już istotny.
– Stworzyliśmy na tyle mocny zespół, że mieliśmy nadzieję na wywalczenie awansu – mówi grający trener SPS Eko Sławomir Skorupski. – W rundzie rewanżowej mieliśmy tylko jedno potknięcie, w Krasnymstawie. W pozostałych spotkaniach schodziliśmy w roli zwycięzców. Na tak dobry wynik złożyły się dwie kwestie. Pierwsza, to bardzo dobra atmosfera w zespole. Druga, to podejście do drużyny jej prezesa i właściciela Andrzeja Kaliszuka. Mieliśmy wszystko, czego tylko potrzebowaliśmy, począwszy od obiektów do treningów, poprzez sprzęt, aż do zwykłych spraw. W drużynie młodość wspierana była doświadczonymi piłkarzami. Stworzyliśmy w miarę wyważony zespół, który w dobrym stylu wywalczył awans.
Beniaminek nie wytrzymał tempa
Vitrum Wola Uhruska w dwóch ostatnich kolejach sezonu 2016/2017 rozegrał zaledwie 36 minut zamiast planowych 180.
Stało się tak za sprawą poważnych kłopotów kadrowych. Po raz pierwszy drużyna prowadzona przez trenera Stanisława Dąbka zagrała w mocno okrojonym składzie w wyjazdowym spotkaniu z Ogniwem Wierzbica, a drugi w starciu na swoim terenie z Bratem Siennica Nadolna.
W obu meczach beniaminek wybiegł na boisko w siedmioosobowym składzie, minimalnym dopuszczalnym w przepisach gry w piłkę nożną. W Wierzbicy w bramce zespołu z Woli Uhruskiej pojawił się Przemysław Jakubiec, zaś w polu: Michał Polak, Karol Szwalikowski, Barłomiej Szwalikowski, Alan Kociuba, Karol Łubkowski i Piotr Radkowiak. Z kolei w potyczce u siebie z Bratem gospodarze nie mieli nawet bramkarza z prawdziwego zdarzenia.
– Musieliśmy wstawić do bramki zawodnika z pola – tłumaczy szkoleniowiec Vitrumu Stanisław Dąbek. Między słupski z konieczności pojawił się zatem Konrad Mielniczuk, zaś w polu pomagali mu: Michał Polak, Piotr Radkowiak, Karol Szwalikowski, Tomasz Olender, Volodymir Malias i Karol Łubkowski.
W obu meczach scenariusz był identyczny: kilkanaście minut gry w siedmiu przeciwko jedenastu, następnie kontuzja jednego z zawodników i decyzja sędziego kończąca spotkanie, gdyż niedopuszczalna jest gra w sześciu. W spotkaniu w Wierzbicy urazu nabawił się Alan Kociuba, który w 19 min doznał kontuzji stawu skokowego.
Z kolei w konfrontacji z Bratem kontuzji nogi doznał Tomasz Olender i po 17 minutach spotkanie zostało zakończone. W pierwszym przypadku wynik był 6:0 dla Ogniwa, w drugim 8:0 dla zespołu z Siennicy Nadolnej. Z decyzji arbitra był z pewnością bardzo niezadowolony napastnik Brata Sebastian Suduł, który do tego momentu miał na koncie aż… sześć strzelonych goli w jednym meczu i zapewne spokojnie mógłby jeszcze podreperować swoje konto bramkowe.
– Cóż, takie mecze w ogóle nie powinny być rozgrywane. Nie mają bowiem nic wspólnego z duchem sportu – mówi szkoleniowiec Brata Andrzej Krawiec.
Dlaczego tak się stało? Okazało się, że wymagania ligi okręgowej przerosły klub i zespół z Woli Uhruskiej. Już w zimowej przerwie z drużyną rozstali się niektórzy zawodnicy. Ponadto, w trakcie rozgrywek doszły kontuzje, wyjazdy do pracy lub po prostu, wobec pogodzenia się już na kilka kolejek przed końcem z degradacją do klasy A, zaniechanie treningów przez niektórych piłkarzy i brak pomocy kolegom, którzy zdecydowali się idąc z duchem sportu walczyć fair-play do końca, podobnie jak trener Stanisław Dąbek.
Sławomir Kuźmicki, przewodniczący Wydziału Gier Chełmskiego OZPN
Klub z Woli Uhruskiej w niewłaściwym momencie, czyli wiosną 2016 roku, zdecydował się na awans do klasy okręgowej. Vitrum nie miał grup młodzieżowych, stąd taki słaby tegoroczny koniec ligi – po prostu nie miał kim grać. Przykład tej drużyny skłonił nas do utworzenia od sezonu 2017/2018 chełmskiej ligi juniorów. Rezygnujemy z tzw. przedmeczów juniorów przy okazji spotkań seniorów. Zespoły, które za trzy lata chcą mieć kim grać, już zgłosiły swoją młodzież do rozgrywek. Zainteresowanie na tym etapie już jest duże. Widać, że szkolenie młodzieży w naszym okręgu przynosi efekty. Kluby, które zaniedbywać będą te grupy będą mieć takie problemy, jak Vitrum.