ROZMOWA Z Sergiuszem Prusakiem, bramkarzem Górnika Łęczna
Wielki niedosyt czy olbrzymi niedosyt? Chyba tylko w tych kategoriach można mówić o waszych nastrojach po meczu w Chorzowie.
– Na pewno przynajmniej punkt był do zdobycia w tym spotkaniu. Przespaliśmy jednak pierwszą połowę, trochę zbyt bojaźliwie podeszliśmy do przeciwnika. W przerwie trener nas pobudził, na drugą część wyszliśmy już z innym, dużo lepszym nastawieniem. Myślę, że było to widać. Chcieliśmy strzelić pierwsi gola, ale nie udało się i rywale nas skarcili. Po wyrównującym trafieniu dążyliśmy do zwycięstwa, ale to wszystko obróciło się w drugą stronę i wracamy do domu bez punktów. Szkoda, bo nawet ten remis na wyjeździe to byłby fajny początek sezonu. Taka jest piłka.
Stworzyliście sobie kilka bardzo dobrych sytuacji, ale wykorzystaliście tylko jedną i za ten brak skuteczności zapłaciliście najwyższą cenę.
– Zgadza się. Cieszy jednak, że te sytuacje są, że je stwarzamy. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach przyniesie to wymierny efekt, że z tą skutecznością będzie już znacznie lepiej.
Niebiescy w przekroju całego spotkania nie byli lepsi od was, ale przy pierwszym golu nieźle was rozklepali.
– No tak, ładnie zagrali, wymienili kilka podań, ale my na to im pozwoliliśmy. Byliśmy bierni przed szesnastką, za mało agresywni. I skończyło się tak, że nas w polu karnym pięciu czy sześciu, jeden Arak i to on dostaje piłkę i tracimy gola.
W ostatniej akcji zabrakło koncentracji?
– Zostawiliśmy Stępińskiemu troszkę zbyt dużo miejsca, a zawodnik tej klasy zawsze to wykorzysta. Być może ja też mogłem zachować się troszkę lepiej, ale wydaje mi się, że nawet, gdybym został na linii, nie obroniłbym tego uderzenia. Stępiński oddał świetny strzał i nawet Łukasz Tymiński, który stał na długim słupku, nie sięgnął piłki. No nic, nie ma już co gdybać.
Teraz macie tydzień odpoczynku i w perspektywie spotkanie z Lechią Gdańsk na Arenie Lublin, a więc na stadionie, który jest wam tak samo znany, jak obiekt przy Cichej w Chorzowie.
– Dla mnie to niezrozumiała decyzja. To tak, jakbyśmy grali wszystkie mecze na wyjeździe. Jesteśmy jednak tylko zawodnikami, w sprawach organizacyjnych nie mamy nic do gadania.
Nie będziecie mogli liczyć na doping tych najbardziej fanatycznych kibiców.
– To dla nas bardzo bolesne, bo kibice byli z nami zawsze na dobre i na złe. Bez ich wsparcia będzie nam bardzo ciężko. Uważam, że zawsze powinniśmy grać dla naszej publiczności, na naszym stadionie. W Łęcznej. Ale to nie ja podejmuję decyzję. Przed nami mecz z Lechią i zrobimy wszystko, żeby go wygrać.