Po meczu ze Stalą Stalowa Wola konferencja prasowa przebiegała w przygnębiającej atmosferze. Bezbramkowy remis, który był efektem słabej gry, został przyjęty z dużym rozczarowaniem.
Pomimo tych wątpliwości szkoleniowiec "zielono-czarnych” postanowił nie dokonywać ruchów w kadrze. Wyjątkiem było pozostawienie w domu Krzysztofa Żukowskiego i zabranie do Bielska-Białej, jako zmiennika Jakuba Wierzchowskiego, Jakuba Giertla. Dlatego w rezerwach nadal "kwitną” Jakub Grzegorzewski, Rafał Niżnik, Janusz Surdykowski, Wojciech Musuła, Paweł Bugała oraz Krzysztof Kazimierczak.
A przecież od początku szkoleniowiec pierwszego zespołu zapewniał, że skład kadry jest sprawą płynną. Stąd raczej trudno nie ukrywać zdziwienia, że po kiepskim występie w środę żaden z wymienionych graczy nie trafił do osiemnastki na spotkanie z Podbeskidziem. Zmiany nie zostały też wymuszone z powodów zdrowotnych, ani ze względu na kartki.
W rundzie jesiennej Górnik pokonał popularnych "Górali” 3:2, chociaż goście prowadzili już 2:0. Jednak potem do szaleńczego zrywu poderwali się łęcznianie, tworząc chyba najbardziej pasjonujące widowisko tego sezonu. Czy w sobotę podopiecznych Wojciecha Stawowego stać będzie na podobną grę?
Przed tygodniem Górnik, mimo przegranej w Łodzi, zebrał pochlebne recenzje. Ale już po środowym "spektaklu” ze Stalą trudno być optymistą. "Zielono-czarni” zagrali bez determinacji i pomysłu. Nie zdominowali też przyjezdnych, prezentujących prosty futbol, przygotowaniem fizycznym.
Jedyny atut, który przed podróżą pod Klimczok wpadł w ręce gościom, to brak presji. Bo teraz to musi już tylko Podbeskidzie, posiadające realne szanse na bezpośredni awans do ekstraklasy. Natomiast piłkarzom w tej chwili nic nie grozi. Najwyżej tylko powiększą listę odesłanych do rezerw...