W niedzielne południe na stadionie w Pruszkowie spotkały się niepokonane drużyny Znicza i Górnika Łęczna. W lepszych humorach spotkanie kończyli goście, którzy przegrywali 0:1 i 1:2, a mimo to zgarnęli pełną pulę po wygranej 3:2. Po pięciu kolejkach zielono-czarni mają na koncie: cztery wygrane i remis.
Wynik otworzyli gospodarze. I trzeba przyznać, że w bardzo prosty sposób przedostali się w okolice pola karnego rywali.
Najpierw jedno podanie z linii obrony na prawe skrzydło do Radosława Majewskiego. „Maja” rzucił świetną piłkę do Daniela Stanclika, a ten wygrał pojedynek bark w bark z Filipem Szabaciukiem. Po chwili mimo ostrego kąta świetnie i precyzyjnie uderzył po długim rogu, a piłka odbiła się od słupka i wylądowała w siatce.
W 34 minucie niewiele zabrakło, żeby zrehabilitował się Szabaciuk. Futbolówka latała z jednej strony na drugą, aż wreszcie po trzeciej centrze z rzędu spadła na nogę obrońcy zielono-czarnych, który dobrze uderzył z powietrza. Odważnie do bloku rzucił się jednak Wiktor Nowak i odbił ten strzał na rzut rożny.
180 sekund później Szabaciuk miał trochę szczęścia. Po kapitalnym, dalekim podaniu Dmytro Juchymowycza wydawało się, że faulował wbiegającego w pole karne Majewskiego. Arbiter pokazał jednak spalonego i kolejny błąd 21-latka uszedł mu na sucho. Szybko przenieśliśmy się na drugą stronę boiska, gdzie Branislav Spacil dostał podanie na lewe skrzydło. Słowak podprowadził futbolówkę w okolice szesnastki bez większej presji ze strony rywali i świetnie dośrodkował pod bramkę, gdzie obrońcy nie przypilnowali Damiana Warchoła. A kogo pilnować, jak nie zdobywcę czterech goli w tym sezonie? Warchoł wykorzystał drzemkę rywali i głową wpakował piłkę do siatki.
Na koniec pierwszej odsłony VAR analizował starcie w polu karnym Warchoła i Juchymowicza. Napastnik przekonywał, że przeciwnik go zahaczył i na powtórkach wydawało się, że rzeczywiście tak było. Problem w tym, że zawodnik Górnika nie przewrócił się od razu po tym starciu, tylko zrobił jeszcze jeden krok. I ostatecznie sędziowie nie zdecydowali się podyktować jedenastki.
W drugiej niewiele się działo. A jak już zaczęło, to zrobiło się bardzo ciekawie. Najpierw w 69 minucie Nowak pognał do linii końcowej i zagrał na pierwszy słupek, gdzie idealnie znalazł się Stanclik, który z bliska po raz drugi dał Zniczowi prowadzenie. Pewnie w tym momencie kibice z Łęcznej pomyśleli, że dobra passa ich pupili zbliża się do końca. Nic bardziej mylnego, bo dosłownie w kilka minut podopieczni Pavola Stano odwrócili losy spotkania.
Kilkadziesiąt sekund po golu na 2:1 po centrze w pole karne głową piłkę zgrał Fryderyk Janaszek, a Marko Roginić ładnie uwolnił się spod opieki obrońcy i uderzył na bramkę. Futbolówka szybko do niego wróciła, a Chorwat leżąc już na murawie uderzył jeszcze raz i tym razem doprowadził do wyrównania. Albo on, albo Oskar Koprowski, który próbował ratować sytuację.
Drużyna z Pruszkowa nie zdążyła się jeszcze otrząsnąć po tym ciosie, a już leżała na deskach. Przemysław Banaszak tym razem wystąpił w roli podającego. Jego dośrodkowanie z lewej flanki mogło być lepsze, ale jakimś cudem przeszło przez linię defensywy, sprytnie zachował się też Roginić, który podskoczył, żeby przepuścić piłkę. A ta trafiła do Warchoła, który z najbliższej odległości kolanem wpakował ją do siatki. W niedzielę 29-latek zdobył swoje gole numer pięć i sześć w tym sezonie. W końcówce miejscowi niewiele byli w stanie już działać i punkty pojechały do Łęcznej.
Znicz Pruszków – Górnik Łęczna 2:3 (1:1)
Bramki: Stanclik (22, 69) – Warchoł (40, 73), Koprowski (71-samobójcza).
Znicz: Misztal – Sokół (81 Kazimierczak), Juchymowycz, Wiech, Koprowski, Moskwik (81 Proczek), Ciepiela, Plewka, Nowak, Majewski (70, Tabara), Stanclik.
Górnik: Kostrzewski – Bednarczyk (59 Janaszek), Szabaciuk, Broda, Barauskas, Spacil (59 Roginić), Deja, Malamis (59 Żyra), Warchoł (78 Turski), Ogaga (82 Grabowski), Banaszak.
Żółte kartki: Wiech – Spacil, Kostrzewski.
Sędziował: Sylwester Rasmus (Toruń).