Wielkie emocje w meczu GKS Tychy – Górnik Łęczna. Gospodarze prowadzili przez ponad 80 minut 1:0. W końcówce zielono-czarni doprowadzili jednak do wyrównania, a w rzutach karnych pokonali rywali 4:2. W nagrodę zagrają w finale baraży o awans do PKO Ekstraklasy.
Początek zawodów należał do gospodarzy. Wystarczyły trzy minuty, a już zrobiło się 1:0. Błąd w środku boiska popełnił Bartłomiej Kalinkowski, który stracił piłkę. GKS szybko ją rozprowadził, a na koniec Kacper Piątek idealnie przymierzył do siatki po długim rogu.
Szybko mógł odpowiedzieć Górnik. Po akcji prawym skrzydłem Michała Maka zabrakło niewiele, żeby ktoś z jego kolegów dostawił tylko stopę do piłki i strzelił na 1:1. W ósmej minucie kolejną szansę mieli miejscowi. Tym razem bliski powodzenia był Bartosz Biel, ale uderzył obok bramki.
Kolejne fragmenty pierwszej odsłony? Akcje z obu stron. Szymon Lewicki wpakował nawet piłkę do siatki, ale słusznie sędziowie uznali, że był na pozycji spalonej. W 26 minucie Bartłomiej Kukułowicz kapitalnym wślizgiem „wyłuskał” piłkę spod nóg Biela. Gdyby nie on, to zawodnik rywali znowu znalazłby się w bardzo dobrej sytuacji.
Między 31, a 38 minutą mogło się za to zrobić po jeden. Najpierw Konrad Jałocha odbił piłkę po próbie Bartosza Śpiączki. A później spisał się jeszcze lepiej i nie dał się pokonać Przemysławowi Banaszakowi. W efekcie, w dużo lepszych nastrojach na przerwę schodzili gospodarze.
Po zmianie stron podopieczni Kamila Kieresia nie mieli jednak nic do stracenia. Dlatego ruszyli do ataku. Dobrą zmianę dał też Tomasz Tymosiak, a później kolejni zmiennicy: Aleksander Jagiełło, Paweł Wojciechowski i Karol Struski. Zielono-czarni naciskali i naciskali, ale za żadne skarby piłka nie chciała wpaść do siatki Jałochy. GKS w wielu fragmentach bronił się jednak rozpaczliwie i wydawało się, że bramka dla ekipy z Łęcznej jest tylko kwestią czasu.
Dwa razy bardzo blisko doprowadzenia do remisu był Śpiączka, ale jego „główki” jednak nie znalazły drogi do siatki. Wreszcie nadeszła 86 minuta. Jagiełło odebrał piłkę Bielowi na wysokości pola karnego i oddał ją do Leandro. Ten zamiast wrzucać w pole karne bardzo sprytnie wycofał futbolówkę po ziemi do Michała Maka, który świetnym strzałem do rogu wyrównał stan zawodów. I chyba każdy, kto oglądał środowe spotkanie przyzna, że przyjezdni w pełni zasłużyli na tego gola.
Zresztą jeszcze w doliczonym czasie gry o centymetry pomylił się Śpiączka. Efekt? Sędzia musiał zarządzić dogrywkę. Na początku to gospodarze dominowali, ale w końcówce pierwszej, dodatkowej części gry najpierw zablokowany został Jagiełło, a na koniec Wojciechowski z bliska w ogóle nie trafił w bramkę. W drugiej odsłonie wynik nie uległ już zmianie i o tym, kto zagra w finale miały przesądzić rzuty karne.
Konkurs jedenastek rozpoczął się od pudła Wojciechowskiego. Na szczęście po chwili w poprzeczkę przymierzył Lewicki i po pierwszej kolejce było 0:0. Później obie ekipy już się nie myliły. Aż do czwartej serii, kiedy Maciej Gostomski wyczuł intencje Oskara Przyckiego i odbił piłkę. Jako piąty po stronie Górnika na „wapnie” futbolówkę ustawił Jagiełło i pewnym strzałem to on zapewnił ekipie z Łęcznej awans do finału.
GKS Tychy – Górnik Łęczna 1:1, 2:4 w rzutach karnych
Bramki: K. Piątek (3) – Mak (87).
Tychy: Jałocha – Mańka, Nedić, Szymura, Szeliga (91 Połap), K. Piątek (64 Kargulewicz), Żytek, J. Piątek (64 Paprzycki), Steblecki (75 Norkowski), Biel (91 Moneta), Lewicki.
Górnik: Gostomski – Kukułowicz (83 Struski), Baranowski, Midzierski, Leandro, Mak, Cierpka (83 Matei), Kalinkowski (59 Tymosiak), Krykun (73 Jagiełło), Banaszak (72 Wojciechowski), Śpiączka.
Żółte kartki: Mak, Tymosiak (Górnik)
Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz).