Dominacja nad rywalem, kilka goli już do przerwy, a na koniec pewne zwycięstwo drużyny z Lublina. Wszyscy spodziewali się, że tak będzie wyglądać spotkanie Motoru z ostatnim w tabeli Sokołem Ostróda. A jak było? Piłkarze Marka Saganowskiego zawiedli na całej linii. Zagrali kolejny bezbarwny mecz i zanotowali piąty remis z rzędu, tym razem 1:1. Remis, który smakuje, jak porażka.
Sokół to zdecydowanie najgorsza drużyna na drugoligowych boiskach. W 13 poprzednich występach ekipa z Ostródy wywalczyła zaledwie cztery punkty. Strzeliła też ledwie pięć bramek. Trudno się dziwić, że od dawna jest czerwoną latarnią rozgrywek.
Początek spotkania był w wykonaniu gości taki, jak można się było spodziewać. Żółto-biało-niebiescy ruszyli do ataku, a akcje napędzał przede wszystkim Filip Wójcik. Skrzydłowy już po kilkudziesięciu sekundach o mały włos nie zaskoczył bramkarza rywali, kiedy przejął piłkę tuż za polem karnym i zdecydował się na strzał po ziemi. Futbolówka nieznacznie minęła jednak słupek. Kilka chwil później „Wojo” groźnie dośrodkowywał w pole karne. Niestety, znowu efektu bramkowego nie było.
Im dalej w las, tym drużyna trenera Saganowskiego radziła sobie w ataku znacznie gorzej. Niby była główka Michała Fidziukiewicza, czy próba z dystansu Adama Ryczkowskiego, ale zagrożenie bramki Sokoła było tak naprawdę minimalne. Co innego akcja gospodarzy. W 28 minucie szybka kontra skończyła się znakomitą szansą Sebastiana Rugowskiego. Zawodnik Sokoła z łatwością ograł jednego obrońcę i stanął oko w oko z Sebastianem Madejskim. Górą w tym pojedynku był jednak golkiper z Lublina.
W końcówce pierwszej odsłony „Madej” już nie uratował swojego zespołu od straty gola. Po wrzutce z rzutu wolnego odbił pierwszy strzał, ale przy dobitce głową Dominika Stępnia był już bezradny. I niespodziewanie, to najgorszy drugoligowiec po 45 minutach prowadził z kandydatem do awansu 1:0.
Po zmianie stron Motor znowu zdominował przeciwnika. I tym razem szybko wpakował piłkę do siatki. Paweł Moskwik dośrodkował z lewego skrzydła, żadnemu z obrońców nie udało się przeciąć tego zagrania, a w szesnastce Sokoła świetnie znalazł się Piotr Ceglarz, który doprowadził do wyrównania.
Goście poczuli krew i ruszyli w poszukiwaniu drugiego gola. Szanse mieli: dwukrotnie Cezary Polak, a do tego Filip Wójcik, ale ponownie po dobrym początku piłkarzom Motoru wyraźnie brakowało animuszu. W 65 minucie tragicznie z rzutu rożnego centrował Moskwik, po ziemi i poza linię. Żółto-biało-niebiescy niby mieli przewagę, ale kompletnie nic z tego nie wynikało. Brakowało przyśpieszenia akcji, czy pomysłu na zakończenie ataku. A w pewnym momencie na boisku przebywali jednocześnie: Fidziukiewicz, Krzysztof Ropski i Maciej Firlej.
W 80 minucie Sebastian Rak dopadł do bezpańskiej piłki w polu karnym, ale huknął wysoko nad poprzeczką. To Sokół potrafił wywalczyć stały fragment gry na połowie rywali, a Rugowski po ataku prawym skrzydłem padł w polu karnym, ale na szczęście arbiter nie dopatrzył się przewinienia.
W doliczonym czasie gry na samotną szarżę przez całe boisko zdecydował się nawet Arkadiusz Najemski. Znowu nic z tego nie wyszło. Niedługo później lublinianie wreszcie mieli naprawdę dogodną okazję na drugą bramkę. Po akcji Ceglarza piłkę w polu karnym Sokoła dostał Tomasz Swędrowski. Z 10 metrów uderzył jednak po ziemi i bramkarz zdołał odbić piłkę. I ostatecznie w Ostródzie doszło do wielkiej niespodzianki.
Sokół Ostróda – Motor Lublin 1:1 (1:0)
Bramki: Stępień (44) – Ceglarz (50).
Sokół: Staniszewski – Klimek, Bondarenko, Dymerski, Urban (71 Słupski, Dzięcioł (89 Dowgiałło), Stępień, Flak, Kurowski, Rugowski, Laas (79 Michalski).
Motor: Madejski – Cichocki, Najemski, Moskwik (77 Firlej), Wójcik, Sędzikowski (77 Rak, 86 Kusiński), Swędrowski, Ceglarz, Ryczkowski (56 Ropski), Polak, Fidziukiewicz (86 Król).
Żółte kartki: Stępień, Lías - Cichocki, Wójcik.
Sędziował: Artur Aluszyk (Szczecin).