W poprzednim sezonie mecz w Świdniku pomiędzy tamtejszą Avią, a Orlętami Spomlek zakończył się wygraną gospodarzy aż 6:0. Biało-zieloni byli dodatkowo zmobilizowani, żeby zmazać plamę po ostatnich derbach, ale ta sztuka nie do końca im się udała. Goście przegrywali 0:1 jednak niemal przez godzinę grali w liczebnej przewadze. Dlatego remisu 1:1 nie przyjęli z wielkim entuzjazmem.
Pierwsze pół godziny to lepsza postawa gospodarzy, którzy mieli swoje sytuacje. Bliski otwarcia wyniku był chociażby Rafał Kursa, który po rzucie rożnym przymierzył w poprzeczkę.
Kiedy na zegarze była 31 minuta błąd w wyprowadzaniu piłki popełnił bramkarz ekipy z Radzynia, a skorzystał na tym Mateusz Kompanicki, który „na raty” pokonał golkipera Orląt. Wydawało się, że żółto-niebiescy pójdą za ciosem, ale szybko zostali sprowadzeni na ziemię. 180 sekund później drugą żółtą kartkę obejrzał Dawid Niewęgłowski i niemal godzinę Avia musiała radzić sobie w dziesiątkę.
Co ciekawe, w poprzednim sezonie Mateusz Ozimek w meczu tych drużyn obejrzał „czerwo”. A w sobotę, to właśnie na nim kartki złapał Niewęgłowski. Do przerwy podopieczni Mikołaja Raczyńskiego nie zdołali wyrównać. Trzeba jednak przyznać, że niewiele brakowało, a świdniczanie mogli mówić o dużym szczęściu, bo „główka” Arkadiusza Maja wylądowała na poprzeczce.
Druga połowa? Początek należał do Orląt, a o gole mogli się pokusić: Arkadiusz Korolczuk, Szymon Kamiński, a przede wszystkim Przemysław Koszel, który jakimś cudem z kilku metrów nie potrafił skierować piłki do „pustaka”. Niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić po godzinie gry. Dominik Maluga znalazł się sam przed golkiperem gości, ale ten był górą i zrehabilitował się za wpadkę przy bramce.
Już w przerwie Łukasz Mierzejewski posłał na boisko Macieja Góralskiego za dużo bardziej ofensywnego Tomasza Zająca. A od 62 minuty wprowadził na boisko kolejnego stopera – Romana Mykytyna. Mimo umocnienia defensywy niedługo później Orlęta wyrównały. Centrę Pavla Chaliadki głową wykończył Maj. I tym samym zaliczył swoje siódme trafienie w tych rozgrywkach.
Końcówka zawodów? Najpierw po zamieszaniu w szesnastce radzynian znowu uratowała poprzeczka. Później groźniejsi byli przyjezdni, ale wynik nie uległ już zmianie i ostatecznie obie ekipy dopisały do swoich kont po jednym „oczku”. Obie odczuwają niedosyt, bo spotkanie mogło się potoczyć zupełnie inaczej.
W następnej kolejce podopieczni trener Mierzejewskiego pojadą do Stalowej Woli na mecz z tamtejszą Stalą (sobota, godz. 18). Dwie godziny wcześniej w Radzyniu Podlaskim Michał Kobiałka i jego koledzy zagrają z Czarnymi Połaniec.
ZDANIEM TRENERÓW
Mikołaj Raczyński (Orlęta Spomlek)
– Na pewno jest niedosyt, bo po raz kolejny mogliśmy strzelić znacznie więcej bramek. Myślę, że mogło ich paść: cztery-pięć. W głupi sposób straciliśmy gola, bo my wyprowadzaliśmy piłkę, ale błąd popełnił nasz bramkarz. Avia to klasowy zespół, który potrafi wykorzystać każdy błąd. Indywidualnie uważam, że to jedna z najlepszych drużyn w naszej lidze. Dopóki graliśmy 11 na 11, to przewaga była po stronie gospodarzy. My też mieliśmy jednak swoje okazje i szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy. Znowu na przeszkodzie stanęła poprzeczka, a naprawdę nie wiem, jak to się stało, że Przemysław Koszel nie trafił do pustej bramki. Muszę jeszcze zobaczyć na nagraniu, jak dokładnie wyglądała ta sytuacja. Ogólnie nie ma wytłumaczenia, dlaczego kilka razy nie potrafiliśmy wpakować piłki do bramki rywali. Trzeba jednak przyznać, że Avia mogła nas skarcić za zmarnowane szanse. Dlatego ten punkt trzeba szanować. Wywalczyliśmy go na bardzo trudnym terenie. Z drugiej strony wiadomo, że jak gra się godzinę w przewadze, to trzeba to wykorzystać. Poprzednie spotkanie w Świdniku? Pamiętaliśmy o tym, że dostaliśmy szóstkę i nie chcieliśmy powtórki. Zabrakło nam jednak głębi składu. Po raz kolejny w obronie musieli zagrać pomocnicy: Karol Rycaj i Szymon Kamiński, nie mamy ich na razie kim zastąpić. Nie brakuje u nas utalentowanych chłopaków, ale na razie zmiany niewiele wnoszą.
Łukasz Mierzejewski (Avia)
– Początek meczu na pewno należał do nas. Ogólnie można powiedzieć, że pierwsza połowa była dobra. Były sytuacje, udało się otworzyć wynik i wszystko przebiegało zgodnie z planem. Niestety, aż do 35 minuty, kiedy Dawid Niewęgłowski opuścił boisko z czerwoną kartką. Ta sytuacja pokrzyżowała nasze plany. Cierpieliśmy już mocno w końcówce pierwszej odsłony. Druga też zaczęła się kiepsko, bo Radzyń miał przewagę i okazje. Kolejne zmiany taktyczne i gra na pięciu zawodników z tyłu trochę uspokoiły sytuację na boisku. Co ciekawe, straciliśmy jednak bramkę, kiedy graliśmy na trzech stoperów. W dziesiątkę też mogliśmy się pokusić o bramkę. Była poprzeczka, czy sytuacja sam na sam Dominika Malugi, ale świetnie zachował się bramkarz Orląt. Patrząc na przebieg spotkania można chyba uznać, że to dla nas ważny wynik. Kartki Dawida? Zasłużone, nie mieliśmy pretensji do arbitra.
Avia Świdnik – Orlęta Spomlek Radzyń Podlaski 1:1 (1:0)
Bramki: Kompanicki (31) – Maj (69).
Avia: Rosiak – Drozd, Midzierski, Kursa, Niewęgłowski, Maluga, Uliczny, Popiołek (78 Białek), Zając (46 Góralski), Kunca (62 Mykytyn), Kompanicki (62 Rak).
Orlęta: Bubentsov – Chaliadka (86 Zając), Duchnowski, Kamiński, Rycaj, Korolczuk (64 Madembo, 86 Kuźma), Kobiałka (83 Sowisz), Koszel (64 Szczygieł), Skrzyński, Ozimek, Maj.
Żółte kartki: Niewęgłowski, Góralski, Midzierski – Rycaj, Korolczuk, Skrzyński, Szczygieł.
Czerwona kartka: Niewęgłowski (Avia, 35 min, za drugą żółtą).
Sędziował: Michał Mikulski (Lublin).