W piątek skończyła się passa czterech zwycięstw Motoru. Lublinianie przegrali w Skawinie z Wiślanami Jaśkowice 3:4. Mecz z powodu obfitych opadów deszczu stał pod znakiem zapytania, ale ostatecznie nie został odwołany, tylko opóźniony o godzinę.
Spotkanie fatalnie rozpoczęło się dla piłkarzy z Lublina. Już w siódmej minucie szybka kontra beniaminka skończyła się golem. Wiślanie wyszli ze swojej połowy wymieniając kilka podań, a w końcowej fazie akcji Maciej Wcisło zagrał do Mateusza Krasuskiego, a ten strzelił do pustej bramki.
Po 20 minutach, o których przyjezdni chcieliby, jak najszybciej zapomnieć drużyna Piotra Zasady wreszcie zaczęła stwarzać zagrożenie pod bramką rywali. Najpierw po centrze z rzutu rożnego głową uderzał Artur Gieraga. Kilkadziesiąt sekund później powinno być 1:1. Świetne podanie na lewą stronę posłał Marcin Burkhardt. Na skrzydle szarżował Przemysław Szkatuła. Wpadł w pole karne, poradził sobie z jednym obrońcą, drugim i strzelił dobrze, ale minimalnie niecelnie.
W 27 minucie goście dopięli swego. Dwa razy świetnie zachował się Kamil Oziemczuk. Najpierw po dalekim podaniu od Burkhardta „Oziem” zgrał klatką do Konrada Nowaka. Ten został jednak zablokowany, a piłka ponownie znalazła się pod nogami byłego gracza AJ Auxerre. 29-latek bardzo dobrze zagrał tyłem do bramki i wystawił futbolówkę Pawłowi Kaczmarkowi, a ten uderzył tuż przy słupku na 1:1.
Wydawało się, że najgorsze Motor ma już za sobą. Tymczasem sprytny wrzut z autu w pole karne przyjezdnych, odegranie przed szesnastkę i strzał Krasuskiego od razu z powietrza zakończył się drugim golem dla gospodarzy. W 37 minucie mogło być 3:1, ale Bartosz Czarnecki źle rozwiązał sytuację sam na sam z Pawłem Sochą. Za bardzo „wygonił” się do boku i po minięciu golkipera przyjezdnych zamiast strzelać zagrywał wzdłuż bramki. Pierwsi do piłki dopadli jednak obrońcy żółto-biało-niebieskich i zażegnali niebezpieczeństwo.
A kilkadziesiąt sekund później zrobiło się 2:2. Kapitalnie zachował się Marcin Michota, który wpadł w pole karne między dwóch obrońców i wyłożył piłkę, jak na tacy Nowakowi. Ten mimo rozpaczliwej interwencji piłkarza Wiślan wepchnął piłkę do siatki. Niestety, „Nowy” przy okazji doznał kontuzji i na chwilę zszedł z boiska.
A to natychmiast wykorzystali gracze Wiślan. Dokładnie 50 sekund po tym, jak lublinianie wyrównali po raz drugi zrobiło się... 3:2. Dosłownie po kilku podaniach w sytuacji jeden na jeden z Patrykiem Słotwińskim znalazł się Konrad Kuliszewski. Ograł zawodnika Motoru z dziecinną łatwością i po chwili idealnie przymierzył do siatki po długim rogu.
Pierwsze minuty po przerwie to głównie walka w środku boiska. W 52 minucie groźnie zaatakowali podopieczni Wojciecha Ankowskiego. Akcję napędził Krasuski, który zgrał w pole karne do Wcisły. Ten wypatrzył jeszcze lepiej ustawionego kolegę, ale pierwszy do futbolówki dopadł Socha.
W 56 minucie trener Zasada zdecydował się na... potrójną zmianę. I po chwili mogło być 3:3. Gieraga wyłożył piłkę Kamilowi Majkowskiemu, ale ten został w ostatniej chwili zablokowany. Po godzinie gry gospodarze przez chwilę cieszyli się z czwartego trafienia, ale ostatecznie sędzia uznał, że Wcisło był na spalonym. W 65 minucie po raz kolejny we znaki obrońcom żółto-biało-niebieskich dał się Krasuski, który świetnie wystawił piłkę Maciejowi Bębenkowi, a ten strzelił na 4:2.
Wydawało się, że jest po zawodach, ale dopiero od tego momentu wydarzenia na boisku całkowicie zdominował Motor. Najpierw szansę na gola zmarnował Kozban. Później niewiele mylili się: Dawid Dzięgielewski i Szymon Kamiński. W 80 minucie znowu wypalił manewr z przesunięciem do ataku Gieragi. To właśnie stoper przyjezdnych wygrał walkę w powietrzu i zgrał do Kozbana, a napastnik z Ukrainy spokojnie przerzucił piłkę nad bramkarzem rywali i było już tylko 4:3 dla gospodarzy.
Po chwili Gieraga z bliska miał szansę na 4:4, ale huknął nad poprzeczką. W 84 minucie znowu zabrakło centymetrów. Strzelał Dzięgielewski, a o mały włos do piłki nie dopadł jeszcze Gieraga. Końcówka to rozpaczliwe ataki lublinian, którzy co i rusz posyłali długie piłki w pole karne rywala. W doliczonym czasie gry w szesnastkę Wiślan powędrował nawet Socha. Niestety, cud z Trzebini się nie powtórzył i drużyna trenera Zasady musiała się pogodzić z porażką.
Wiślanie Jaśkowice – Motor Lublin 4:3 (3:2)
Bramki: Krasuski (8, 30), Kuliszewski (38), Bębenek (65) – Kaczmarek (27), Nowak (37), Koban (80).
Wiślanie: Napieralski – N. Morawski, Sikora, Golos (76 Piekarski), P. Morawski, Żaba (79 Węgrzyn), Białek, Krasuski (72 Sosin), Czarnecki, Wcisło (90 Dudała), Kuliszewski (63 Bębenek).
Motor: Socha – Michota, Gieraga, Tadrowski, Słotwiński (56 Majkowski), Kaczmarek, Burkhardt (72 Tymosiak), Oziemczuk (46 Dzięgielewski), Buczek (56 Kamiński), Szkatuła, Nowak (56 Kozban).
Żółte kartki: Wcisło – Majkowski, Kamiński, Tadrowski, Tymosiak.