ROZMOWA Z Piotrem Rockim, piłkarzem GKS Tychy
– My znamy swoje miejsce w szeregu.
• Jednak w tabeli jest ono wysokie.
– Tak, jednak ten zespół jest dopiero budowany. Chcieliśmy zakończyć rundę z trójką z przodu, a tak by się stało gdybyśmy wygrali i mieli razem 32 punkty. W tym meczu grało nam się ciężko. Szkoda straconej bramki. Gdyby nie to i czerwona kartka to tej drugiej pewnie by nie było. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Przy bezbramkowym remisie Łęczna mogłaby się otworzyć i nadziać na nasze kontry, na to co lubimy najbardziej. Nasze kontry potrafią być zabójcze.
• Znani jesteśmy z kontrataków i stałych fragmentów.
– I w Łęcznej była ku temu dobra okazja. Mamy niskich, dysponujących dużą szybkością zawodników, a w Bogdance są „wieże”. Dlatego można było to wykorzystać. Płyta też była typowo pod nas. Ale Łęczna pokazała, że jest groźna na własnym boisku, przegrała u siebie tylko jeden mecz. Chcieliśmy wygrać dla siebie, dla kibiców i rodzin, bo myślę, że zapamiętają nas tak, jak zagraliśmy ostatnie spotkanie. Mimo to mam nadzieję, że zimą będą dopisywały nam dobre humory, ponieważ w tej rundzie zdobyliśmy wiele punktów. Teraz będzie czas na zastanowienie, o co będziemy grali na wiosnę. Popracujemy zimą, przemyślimy różne sprawy. Ale pokazaliśmy, że jesteśmy scementowanym zespołem, mamy charakter i nie jesteśmy chłopcami do bicia. Sądzę, że w rundzie rewanżowej sprawimy jeszcze nie jedną niespodziankę.
• Który moment meczu był istotniejszy, strata pierwszego gola czy czerwona kartka?
– W tym spotkaniu była walka, bez złośliwości. Marcin Folc „dłubał, dłubał” w ataku i też był faulowany przez obrońców. Sędzia dopuścił to ostrzejszej gry i później zaczął sięgać po kartki. Mógł wcześniej ustawić sobie mecz i nie dopuścić do agresywniejszej walki. Ta kartka trochę popsuła nam szyki w ustawieniu, bo w dziesięciu nie można grać z „monterki”.
• Tym bardziej, że przegrywaliście 0:1 po głupio straconym golu.
– Do tej pory nasza żelazna obrona nie popełniała takich błędów. Zabrakło komunikacji. Wrzutka z prawej strony, potem przebitka. Było wiele okazji, aby wybić piłkę, a każdy patrzył się na innego. Szkoda, bo chcieliśmy zagrać na zero z tyłu i wywalczyć chociaż jeden punkt. To by nas satysfakcjonowało.