Berlin, Stadion Olimpijski, godz. 20.00. Arbiter gwiżdże po raz pierwszy. Rozpoczyna się mecz nr 64, finał osiemnastych mistrzostw świata. I już na jego samym początku Thierry Henry wpada na rozgrywającego setny mecz w reprezentacji Italii Fabio Cannavaro. Francuski napastnik długo nie może dojść do siebie. Na szczęście interwencja lekarza okazuje się skuteczna. Ogromny niepokój kibiców znad Sekwany, za chwilę przeradza się w ogromną radość.
"Squadra Azzurra” nie może dojść do siebie. Do 19 min, do rzutu rożnego. Andrea Pirlo dośrodkowuje na długi słupek. Tam już czeka Materazzi. Patrick Vieira, mierzący 191 centymetrów, okazuje się za niski. Włoski obrońca wyskakuje bardzo wysoko i głową pokonuje Fabiena Bartheza. Podopieczni Marcelo Lippiego wracają do gry, mecz zaczyna się od początku.
Włosi odzyskują właściwy rytm. W 35 min wślizg Thurma powstrzymuje Lucę Toniego. Kolejny rzut rożny i robi się coraz groźniej. Znowu wrzutka Pirlo i znowu pojedynek, tym razem powietrzny, Thurama z Tonim. Wygrany przez Włocha. Piłka odbija się od poprzeczki.
A w niej Franck Ribery uderza tuż obok słupka. A w 104 min główkuje Zidane i kapitalną paradą popisuje się Buffon. Na tym kończą się sportowe emocje. Nerwy puszczają "Zizou”, który daje się sprowokować Materazziemu. Kapitan Francji nieoczekiwanie odwraca się do Włocha i uderza go głową w pierś. Ten pada jak ścięty. Czerwona kartka... Więcej już nic się nie dzieje. Rzuty karne, tak jak w 1994 roku w USA. Wtedy "Squadra Azzurra” przegrała z Brazylią. Teraz już nie, bo David Trezeguet trafia w poprzeczkę. Ten sam, który pozbawił Italię złotych medali w Euro 2000. Włosi strzelają bezbłędnie i zdobywają Puchar Świata! Po raz czwarty.