Zawodniczki gdańskiego AZS AWiF chcą przenieść się do Lublina, ale dały jeszcze czas swoim działaczom.
- Ja je rozumiem, w końcu Małgosi Sadowskiej głupio jest tak odejść z Gdańska, w końcu to wychowanka tego klubu - tłumaczy Andrzej Wilczek, który od wczoraj intensywnie negocjował w sprawie pozyskania zawodniczek AZS AWiF. Do gry w SPR Asseco przymierzane są aż trzy zawodniczki z Wybrzeża. Numer jeden na liście to bramkarka Małgorzata Sadowska. Oprócz niej do Lublina mogłyby trafić Alina Wojtas i Karolina Szwed.
W skutek finansowej zapaści aż trzynaście zawodniczek z zespołu Jerzego Cieplińskiego złożyło podania o rozwiązanie kontraktów. - Teoretycznie są już wolnymi zawodniczkami. Wszystkie złożyły podania o rozwiązania ich umów, ale działacze poczynili zabiegi o pozyskanie funduszy. Dlatego sprawa się przeciąga - relacjonuje Wilczek.
W oczekiwaniu na rozwój wypadków kibice będą musieli zadowolić się meczem ligowym, a prezes Wilczek zapowiada, że emocji w spotkaniu z ostatnim w tabeli AZS Warszawa będzie co niemiara.
- Zagramy tym składem, który rywalizował w ostatniej kolejce w Jeleniej Górze. Nie kalkulujemy, bo chcemy zaprezentować puławskim kibicom piłki ręcznej efektownego szczypiorniaka - zapewnia Wilczek.
Kibice, którzy wybiorą się do puławskiej hali MOSiR mogą liczyć ma sztuczki techniczne i zagrania pod publikę, w których mistrzynie Polski są... mistrzyniami. Wynik inny niż zwycięstwo trzynastokrotnych mistrzyń Polski byłby mega sensacją. To pierwsze z dwóch spotkań ligowych, które SPR rozegra w Puławach.
- To wymóg sponsorski, który spełniamy z wielką przyjemnością. Graliśmy już w innych halach województwa lubelskiego. Na nasze mecze przychodziły całe rodziny i bawiły się świetnie. Tegoroczne zmagania zakończymy w Puławach, bo tak umówiliśmy się ze wspierającym nas Zakładem Azotowym - wyjaśnia prezes SPR Andrzej Wilczek.