ROZMOWA z Piotrem Wyszomirskim, bramkarzem Azotów Puławy i reprezentacji narodowej
Jubileuszowy, dziesiąty czempionat rozpocznie się 15 stycznia w Serbii. „Biało-czerwoni” swoje mecze rozgrywać będą w Belgradzie, w pierwszej fazie Polska wystąpi w grupie A, a jej rywalami będą kolejno: Serbia, Słowacja i Dania.
Bramkarz Azotów, razem z Marcinem Wicharym z Orlenu Wisły Płock, walczył będzie o koszulkę z numerem jeden w polskiej bramce.
• W jakiej obecnie jest pan formie?
– Odpowiedź da turniej w Danii, do którego będziemy się przygotowywać. Po turnieju Christmas Cup, rozegranym przed świętami na Słowacji, otrzymaliśmy zestaw ćwiczeń do domu. Każdy z kadrowiczów miał trenować indywidualnie. Sam pracowałem dwa razy dzienni, a moje zajęcia różniły się znacznie od pracy kolegów. Były wzbogacone tym czego nauczyłem się podczas obozu specjalistycznego w Szwecji. Mówiąc w największym skrócie: biegałem krótkie odcinki, były to zajęcia uwzględniające trening beztlenowy.
• Oprócz pana, kandydatem do miejsca w polskiej bramce jest Marcin Wichary z Płocka.
– Marcin na pewno nie przyjedzie na zgrupowanie po to, by być tylko statystą. On też myśli o zajęciu pozycji numer jeden w naszej bramce. Występuje w zespole mistrza Polski, gra w Lidze Mistrzów. Jest ode mnie starszy o osiem lat, ma doświadczenie zebrane na olimpiadzie w 2008 roku. To będzie bardzo wymagający i groźny konkurent. Mam jednak nadzieję, że rywalizacja między nami będzie fair play i każdemu z nas, a także reprezentacji narodowej, wyjdzie na dobre.
• Trener Azotów Marcin Kurowski jest pewien, że to pan zostanie pierwszym bramkarzem Polski podczas ME w Serbii. I mimo młodego wieku, spokojnie poradzi pan sobie ze stresem związanym z wielką imprezą.
– Koszulkę z numerem jeden dostanie ten, kto będzie w najwyższej formie. Drugi trener Daniel Waszkiewicz zapowiedział, że muszę udowodnić, że zasługuję na miejsce w wyjściowej siódemce. Z pewnością stres podczas ME będzie, ale już nie w takim stopniu, jak to było dotychczas. Ogranie w reprezentacji, praca na treningach z zawodnikami o uznanych nazwiskach dużo mi dały. Już nie mogę doczekać się rozpoczęcia zawodów.
• Podczas turnieju w Totalkredit Cup, rozgrywanego od 6 stycznia w Aarhus, w Danii, zmierzycie się z gospodarzami. Z Duńczykami zagracie także trzeci mecz grupowy, już na ME. To dobre posunięcie?
– I tak i nie. To bardzo dobry i mocny zespół, aktualni wicemistrzowie świata. Warto sprawdzić się na tle silnego i wymagającego przeciwnika. Z drugiej strony, i my i oni, będziemy nagrywać mecz i analizować słabe i mocne strony. Wszystko po to, by być jak najlepiej przygotowanym do spotkania o punkty podczas ME.
• Trener Duńczyków Ulrik Wilbek nie widzi naszego zespołu w gronie półfinalistów. W czwórce jest miejsce dla: Szwedów, Chorwatów i gospodarzy, Serbów. Jego zdaniem to główni faworyci do medali. Podziela pan ten pogląd?
– Czasami zbytnia pewność siebie może być zgubna. Ale może to i dobrze, że tak znani szkoleniowcy nie stawiają na nas. Czasami lepiej jest sprawić sobie i kibicom miłą niespodziankę.
• W kadrze Polski, oprócz Sławomira Szmala, zabraknie też Marcina Lijewskiego. To znaczące osłabienie.
– Szkoda, że obaj są kontuzjowani. W takiej sytuacji pozostali zawodnicy muszą wziąć na siebie ciężar gry. Nie ma innego wyjścia.