ROZMOWA z Dawidem Lampartem, żużlowcem Speed Car Motoru Lublin
- Wróciliście niedawno z pierwszego klubowego zgrupowania we włoskim Livigno. Taki wyjazd na narty to jest dobry sposób na scementowanie zespołu?
– Na pewno tak. Obóz był jak najbardziej udany. Jeździliśmy głównie na nartach, ale mieliśmy też inne zajęcia, na przykład na sali. Ja jeździłem i na nartach zwykłych i na desce snowboardowej. Potem była sauna, odnowa biologiczna. Nie nudziliśmy się.
- Czy można powiedzieć, że to był symboliczny początek drużynowych przygotowań? Tak naprawdę, to już wcześniej zaczęliście myśleć o nowym sezonie…
– Nie do końca. Jeśli zaczniemy jeździć w pierwszym lub w drugim tygodniu marca, tak podejrzewam, to nikt nie przygotowuje się do tego miesiąc wcześniej. Te przygotowania trwają już od października, czy listopada. To bardziej już końcówka przygotowań niż początek (śmiech).
- Wielu zmian w składzie nie mieliście, w porównaniu do zeszłego sezonu. Czy to właśnie może być waszą siłą – dobra znajomość kolegów z zespołu?
– W całym poprzednim sezonie atmosfera w drużynie była bardzo dobra. Myślę, że w tym roku będzie podobnie i spokojnie damy sobie radę. Podobnie było po drugiej lidze, kiedy dołączyło do tego klubu dwóch albo trzech zawodników, w tym Wiktor (Lampart – dop. red.) i ja. Wynik wtedy był bardzo dobry.
- Czy pan jakoś szczególnie podchodzi do tego sezonu? Już wcześniej miał pan okazję jeździć w PGE Ekstralidze w barwach klubów z Rzeszowa i Tarnowa…
– Gdyby nie problemy finansowe Stali Rzeszów w 2015 roku, kiedy utrzymaliśmy się w ekstralidze, ale z powodu braku pieniędzy trzeba było zejść ligę niżej, to pewnie do tej pory bym jeździł na takim poziomie. Wiem, z czym to się je. Poczyniłem pewne kroki, żeby jakoś jeździć w tej ekstralidze, a nie przyjeżdżać na ostatnich miejscach. Dlatego też, między innymi, będę jeździł w Anglii, żeby tych jazd było jak najwięcej.
- W zeszłym sezonie podpisał pan kontrakt ze szwedzką Rospiggarną Hallstavik (w tym zespole występowali również Andreas Jonsson, Robert Lambert i Sam Masters), ale nie wystąpił pan w żadnym spotkaniu. Teraz kwestia występów za granicą ma się zmienić?
– Na pewno. Będę występował w Danii i w Anglii. O to nie muszę się martwić w tym roku. Jak wiadomo, jazda jest najważniejsza. Kiedy się złapie automatyzm, systematyczność, to już potem idzie wszystko. A jeżeli się jeździ tylko raz na dwa tygodnie, to wyniku się nie zrobi.
- Jak może pan ocenić to, co stało się w ostatnim czasie ze Stalą Rzeszów? Jest pan wychowankiem tego klubu…
˜Już przed tamtym sezonem wiedziałem, że coś będzie nie tak. Przeczułem to i dlatego poczyniłem takie kroki, jakie poczyniłem. Nie żałuję tego, to była jedna z lepszych decyzji, że przenieśliśmy się do Lublina. Myślę, że nie tylko pan Ireneusz Nawrocki, ale też całe jego otoczenie, niezbyt dobrze znało się na żużlu i dlatego skończyło się to w ten sposób. Wyszło tak, jak się spodziewałem.