Rozmowa z Dawidem Lampartem, żużlowcem Speed Car Motoru Lublin
- Po trzech latach znowu będzie pan zawodnikiem lubelskiego klubu. Do Lublina wraca pan w „pakiecie” z młodszym bratem. Co zaważyło na wyborze Motoru? Podobno nie narzekaliście na brak propozycji.
– Mieliśmy dobre oferty, zarówno z Nice Polskiej Ligi Żużlowej, jak i z PGE Ekstraligi. Dla Wiktora będzie to jednak tak naprawdę pierwszy pełny sezon startów na żużlu. Głównie to zdecydowało o tym, że zostaliśmy w pierwszej lidze, żeby miał jeszcze rok na zebranie doświadczeń i zgromadzenie sprzętu, żeby myśleć o występach w ekstralidze w kolejnym sezonie. Kto wie, może nadchodzące rozgrywki będą dla nas i dla klubu tak udane, że w 2019 roku będziemy mieli okazję do ekstraligowych startów w barwach Lublina.
- A co zdecydowało akurat o wyborze Lublina? Podobno zabiegał o was Orzeł Łódź, który nie kryje swoich ekstraligowych aspiracji.
– Jedną z najistotniejszych kwestii była nieduża odległość z naszego rodzinnego Rzeszowa. Ale przekonało nas także podejście działaczy Motoru. Widać, że od ponad 20 lat zarządzają Klubem Motorowym Cross, który działa prężnie i jest znany w całej Polsce. My z Wiktorem poza żużlem też sporo jeździmy na motocyklach crossowych czy enduro, więc szybko znaleźliśmy wspólny język i udało nam się dojść do porozumienia.
- Wracając do pańskich wcześniejszych słów, jak ocenia pan szanse na awans do ekstraligi w nadchodzącym sezonie?
– Wszystko jest realne. Mamy bardzo dobry skład. Niedawno doszedł Oskar Bober i teraz mamy chyba najmocniejszą parę juniorską w pierwszej lidze. Formacja seniorska też jest mocno. Oby tylko dopisało nam zdrowie i sprzęt i może być dobrze.
- Wspominał pan o tym, że mieliście propozycje z PGE Ekstraligi i Nice PLŻ, ale był tez temat pozostania w Stali Rzeszów. Braliście pod uwagę starty w drugiej lidze?
– Początkowo rozważaliśmy taką opcję, ale z czasem zrezygnowaliśmy. Nie ma teraz co opowiadać o tym, co działo się w Stali, ale człowiek, który prowadził klub przez ostatnie dwa-trzy lata tak zniechęcił mnie do siebie, że psychicznie musiałem odpocząć. Już w połowie tego roku zastanawiałem się, czy nie skończyć z jazdą na żużlu, bo takie rzeczy się działy.
- Nie przekonała pana nawet nowa wizja nowego właściciela Stali, Ireneusza Nawrockiego?
– Widać, że jest on konkretnym gościem. Kiedy rozmawiałem z nim tuż po zakończeniu sezonu, przedstawił mi swoje plany. Do tej pory praktycznie wszystko, o czym opowiadał się wydarzyło, więc nie tylko dużo mówi, ale też dużo robi. To dobra wiadomość dla rzeszowskiego żużla. Ja jednak chciałem zmienić otoczenie i tak się stało. Rozstaliśmy się raczej w dobrych relacjach i jeśli kiedyś będzie okazja, to pewnie usiądziemy do stołu i porozmawiamy. Ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy to będzie za rok, za dwa, czy za trzy.