Deficyt dużych, uzbrojonych terenów inwestycyjnych to jeden z kluczowych problemów lubartowskiego Ratusza. Przez brak działek miasto każdego roku traci potencjalnych inwestorów. Urzędnicy przyznają, że czterech z nich mogło zatrudnić nawet 500 osób.
Miasto Lubartów mogłoby rozwijać się znacznie szybciej, gdyby nie brak uzbrojonych nieruchomości, które samorząd mógłby zaoferować przedsiębiorcom. W ostatnich latach firm zainteresowanych budową nowych zakładów przemysłowych nie brakowało, ale rozmowy z nimi zakończyły się fiaskiem.
Jak przyznaje Piotr Turowski, szef wydziału strategii i rozwoju w lubartowskim magistracie, tylko czterech z nich mogło utworzyć w Lubartowie 500 nowych miejsc pracy. Na działkach na skraju miasta i gminy wiejskiej Lubartów planowali zakłady produkujące: rolety, przedmioty z tektury, falowniki do instalacji elektrycznych oraz wyroby ze zbóż.
Jak wyglądają rozmowy z przedsiębiorcami podczas ostatniej sesji radnym opowiedział burmistrz miasta, Krzysztof Paśnik.
- Przyjeżdża do nas duży inwestor skierowany tutaj przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości i prosi o pokazanie tego terenu z broszury. Wtedy wsiadamy w samochody, jedziemy oglądać tę ziemię i co widzimy? Dziewicza łąki, pola, samosiejkę, brzeziny, łowną zwierzynę przebiegającą wśród traw. Nie ma ani drogi, ani sieci energetycznej, wody, kanalizacji, gazu. Nie ma nic - opisywał burmistrz. - Żeby zachęcić jakiegokolwiek inwestora musimy mu coś pokazać. Żeby brano nas pod uwagę ten teren musi być uzbrojony - tłumaczył.
Nie znaczy to jednak, że zbrojenie terenów inwestycyjnych to pomysł, na jaki lokalne władze wpadły dopiero teraz. Tylko przy ul. Strefowej uzbrojono i sprzedano około 30 hektarów. Niestety nie wszyscy nowi właściciele tych gruntów zdecydowali się na ich zabudowę. Inwestor z Chin, który kupił od miasta 3 ha, nadal zwleka z budową zakładu opraw oświetleniowych. Lubartowskie władze nie wykluczają skorzystania z prawa odkupienia tej ziemi.
Problem z niedostatkiem atrakcyjnych obszarów pod przemysł miała rozwiązać nowa droga otwierająca ponad 10 ha w mieście oraz niemal drugie tyle w sąsiedniej gminie. Jej lokalizację samorządowcy ostatecznie zmienili. Nowy odcinek znalazł się w pobliżu ul. Koźmińskiego, gdzie plan nie przewiduje przemysłu, ale handel i usługi. - Dlatego dzisiaj szukamy inwestora np. na biurowiec - przyznaje Piotr Turowski.
Lubartowscy urzędnicy krytycznie oceniają przeniesienie wspomnianej drogi, właśnie przez zahamowanie rozwoju terenów przemysłowych. Na rozwoju przemysłu zależy również radnym. - Kolarstwo, czy pumptracki są ważne, ale to nie da nam przyszłości. Bez stefy inwestora miasto będzie wymierało - zauważyła radna Beata Pasikowska.
Mimo utraty kilku inwestorów i wycofania ofert dotyczących działek, których zbrojenie wstrzymano, nastroje w Lubartowie nie są złe. Lokalne władze wierzą w to, że położenie miasta, czy zbliżająca się budowa S19, sprawią, że przedsiębiorstw zainteresowanych lokalizacją swoich zakładów w tym mieście nie zabraknie. Żeby nie tracić kolejnych, samorządowcy będą musieli przyspieszyć pozyskiwanie gruntów i rozbudowę infrastruktury.