Mają po 19 lat. Są ze Świdnika. Przemek K. ani się nie uczy, ani nigdzie nie pracuje. Kamil J. jest uczniem średniej szkoły. Obydwaj dali się już we znaki policjantom. Miarka się jednak przebrała. Najbliższe trzy miesiące spędzą za kratkami. To kara za ich czyny. Na razie przyznali się do dwóch rozbojów. Ale mundurowi nie wykluczają, że mogą mieć na sumieniu więcej przestępstw.
Kilka dni później znów napadli. Tym razem ofiarą był pracownik WSK. Do napadu doszło po północy pod jednym z lokali w centrum miasta. Przemek i Kamil byli wyjątkowo brutalni. Pobitym 34-latkiem musieli zająć się chirurdzy w naszym szpitalu.
Bandziory zabrali mu m.in. telefon komórkowy i kartę do bankomatu. Zmusili go do podania kodu PIN. - Kiedy okazało się, że napadnięty nie ma pieniędzy na koncie, pobili go jeszcze raz - mówi inspektor Hołub. - Na koniec zagrozili, że spotkają się z nim jeszcze raz wtedy, kiedy będzie miał pieniądze na koncie.
Dzień po napadzie policjanci zatrzymali Przemka. Wpadł m.in. dzięki telefonowi od mieszkańca Świdnika. W nocy z niedzieli na poniedziałek usłyszał odgłos wybijanej szyby w sklepie przy ul. Racławickiej. Natychmiast zadzwonił na policję. Patrol zatrzymał dwójkę sprawców. Jednym z nich był Przemek. Z nieletnim wspólnikiem wybił szybę w sklepie i skradł kilka butelek piwa. Na widok radiowozu próbowali uciekać, ale policjanci byli szybsi.
Przemysław K. tłumaczył policjantom, że zdarza mu się być agresywnym, bo ma osobiste kłopoty. Wtedy musi wypić alkohol. A po nim wyżywa się na innych. Przyznał się, że jest wiernym kibicem piłkarzy Avii i lubi stadionowe zadymy.
Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, policja depcze po piętach jeszcze jednemu bandycie, który najprawdopodobniej był razem z zatrzymanymi. Jego zatrzymanie jest kwestią dni.
Bandziorom zrobiliśmy zdjęcia, kiedy funkcjonariusze przywieźli ich do lubelskiego sądu. Oskarżeni nie byli zachwyceni widokiem fotoreportera. Na zdjęciach nie mogliśmy pokazać twarzy policjantów, bo są to funkcjonariusze operacyjni. Bandytów możemy pokazać tylko z opaskami na oczach. Takie jest prawo. Sądy zresztą rzadko zezwalają na pokazywanie twarzy przestępców.