Porzeczek będzie w bród. A to oznacza, że będą bardzo tanie. – W ubiegłym roku zanosiło się, że będą lepsze ceny, bo zakłady przed sezonem miały puste magazyny, a urodzaj był taki sobie – mówi jeden z licznych w powiecie świdnickim plantatorów. – I jak zwykle zostaliśmy zrobieni w balona. Zaproponowano takie ceny, że nie bardzo opłaciło się rwać.
Czy w tym roku będzie to samo? Otóż będzie jeszcze gorzej. Bo mało, że będą skandalicznie tanie, to jeszcze z powodu nadmiaru porzeczek, nie wszyscy w ogóle je sprzedadzą. Co bardziej nerwowi mogą nawet chwycić za siekierę i zlikwidować plantację. Plantator, który wyżej wypowiedział tak ostre słowa, też się nad tym zastanawia.
Ale nie wszyscy będą kląć. Plantatorzy zrzeszeni w grupie producenckiej „Stryjno Sad” śpią w miarę spokojnie. Może nie dostaną za owoce rewelacyjnych pieniędzy, ale mają pewność, że sprzedadzą.
A to dlatego, że zrzeszenie zawiera dla swoich członków wieloletnie umowy kontraktacyjne z zakładami przetwórczymi. I obie strony wzajemnie sobie pomagają. – Gdy jest nieurodzaj, to owoce sprzedajemy wyłącznie stałym kontrahentom – wyjaśnia mechanizm pomocy Robert Płatwa, kierownik sortowni w „Stryjnie Sad”. – Gdy natomiast jest nadprodukcja, współpracujące z nami przetwórnie kupują wszystko, czym dysponujemy.
Mało tego, jeśli cena zaproponowana przez odbiorców nie pokrywa nawet poniesionych kosztów, to zrzeszenie przynajmniej w części rekompensuje im straty. Skąd ma na to pieniądze? – Każdy z naszych członków wpłaca do kasy dwa procent sumy, za które za naszym pośrednictwem sprzedał – wyjaśnia Zbigniew Chołyk, prezes zrzeszenia „Stryjno Sad”. – Dzięki temu mamy swoisty fundusz gwarancyjny, uniezależniający naszych członków od łaski i niełaski pogody i odbiorców.
A zrzeszenie jest w porzeczce, zwłaszcza czarnej, bardzo poważnym graczem w skali całego kraju. Oferuje wszak do sprzedaży tysiąc ton tego owocu. Z takim producentem zakłady muszą się liczyć. Nie to, co z pojedynczym rolnikiem. Ten po raz kolejny zostanie zrobiony w balona.