Szkoła Podstawowa nr 4 w Świdniku nie przyjęła wszystkich chętnych pierwszoklasistów
Teraz odwraca kota ogonem i twierdzi, że za mało uczniów
zgłosiło się, by utworzyć dwa oddziały. Dlatego aż 32 dzieci będzie się uczyć w jedynej utworzonej w szkole pierwszej klasie.
– 32 to całkiem przyzwoita liczba – uważa Ryszard Borowiec, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Świdniku. – Ale na pewno za mała, żeby ją dzielić na dwa oddziały.
W kwietniu była szansa utworzenia dwóch pierwszych klas. Już wtedy do szkoły, która ma bardzo dobrą opinię w mieście, zapisało się 41 pierwszoklasistów. Ale dyrektor Borowiec uznał, że to za dużo i kazał rodzicom przenosić dzieci do innych świdnickich szkół. Twierdził, że takie są wytyczne Urzędu Miasta, który finansuje nauczanie.
Część rodziców w pośpiechu zabrała swoje pociechy do innych placówek, a część poszła interweniować u burmistrza. I okazało się, że burmistrz nie wtrąca się w sprawę podziału i liczebności klas. Wtedy dyrektor zgodził się na utworzenie drugiego oddziału. Tylko, że „w miasto” poszła już wieść, iż w „czwórce” nie chcą pierwszaków, a dyrektor Borowiec nieszczególnie kwapił się, by tę opinię zmieniać.
– Czy informowaliśmy rodziców, którzy zabrali swoje dzieci,
że mogą do nas wrócić? Tak, ale nie wszystkich. Czy ogłaszaliśmy się z naborem?
Nie musimy. Mamy dobrą markę w mieście – tłumaczy Borowiec.
– Trochę mnie dziwi taka postawa. Inni dyrektorzy walczą o każde dziecko, bo mamy niż demograficzny – komentuje Tomasz Szydło, zastępca burmistrza Świdnika.
Ale dyrektor Borowiec przekalkulował to sobie inaczej. Na każdego ucznia szkoła otrzymuje z miasta 3 tys. zł. Za oddział 32-osobowy dyrektor dostanie więc 96 tys. zł. Roczne utrzymanie klasy, niezależnie od jej liczebności, to ok. 80 tys. zł. Tymczasem dwie mniejsze klasy to dwukrotnie większe koszty.