Karta nauczyciela z jednej strony gwarantuje pedagogom średnią płacę, z drugiej uniemożliwia jej osiągnięcie. Różnicę musi jednak dopłacić samorząd. – Jeśli rząd ustala zasady wynagrodzeń, to niech za to płaci – grzmią świdniccy radni.
Chodzi o znowelizowane przepisy Karty nauczyciela, obowiązujące od stycznia 2009 roku. Jeden z artykułów mówi, że jeśli nauczycielowi brakuje jakiejś kwoty do osiągnięcia ustalonej średniej wynagrodzenia, to gmina musi mu ją wypłacić. Np. nauczyciel stażysta zgodnie z przepisami może maksymalnie zarobić 2051 zł. A tymczasem średnie miesięczne wynagrodzenie dla niego wynosi 2286 zł. Brakuje mu 235 zł.
Ogółem w Świdniku jest zatrudnionych w miejskich szkołach około 400 nauczycieli. Gmina musi dopłacać do nauczycieli stażystów, kontraktowych i mianowanych.
– Za ubiegły rok musieliśmy im dołożyć 102 tys. zł – podkreśla Szydło. – Najgorsze jest to, że przez bałagan w przepisach musimy ludziom za darmo płacić lub sztucznie napędzać godziny. Chcemy, by to prawo było spójne. Jeśli rząd ustala zasady wynagrodzeń, to niech on za to płaci.
– Wszyscy chcą, żeby nauczyciele dobrze zarabiali i to nie o to chodzi. Ale o prawo – dodaje Waldemar Jakson, burmistrz Świdnika.
Dlatego na ostatniej sesji Rada Miasta przyjęła stanowisko w sprawie zmiany przepisów Karty nauczyciela. Zażądała m.in., by rząd w całości pokrywał koszty wynagrodzeń nauczycieli. Podobne stanowisko przyjęło już kilka gmin w kraju oraz Związek Miast Polskich.
– Nasze stanowisko jest bardziej radykalne niż stanowiska innych gmin. Nie możemy dokładać nauczycielom z własnych środków, bo w końcu gminy pójdą z torbami – podkreśla Anna Waszczuk-Listowska, naczelnik Wydziału Oświaty i Spraw Społecznych.