Wymagał ciągłego mycia i całodobowej opieki. Mógł zostać humanitarnie uśpiony, ale jego właściciel wolał wyrzucić go na ulicę. Taki los spotkał psa, który tydzień temu trafił do jednej z lecznic w Świdniku.
Zadzwoniła w tej sprawie do Urzędu Miasta. Na miejsce przyjechał lekarz weterynarii. Zawiózł go tam patrol Straży Miejskiej, bo zarządca schroniska dla zwierząt w Krzesimowie nie dysponował chwilowo odpowiednim samochodem. – Mówiłam weterynarzowi, żeby nie wystraszył psa, który schował się na budowie. Ale on wszedł tam szerokim krokiem i go wypłoszył z posesji – twierdzi pani Juliana.
Patrol odjechał razem z weterynarzem. Pani Juliana poszła za psem i wezwała Lubelską Straż Ochrony Zwierząt. Inspektorom ze Straży udało się ostrożnie podejść do psa, złapać go i przewieźć go do przychodni weterynaryjnej.
– Pies jest w złym stanie klinicznym – mówiła następnego dnia Iwona Zadrzyńska, lekarz weterynarii. – Ma stan zapalny skóry, nerek, niewydolność wątroby.
Co gorsza, pies wskutek trwałego urazu nie trzymał moczu i kału. Wymagał całodobowej opieki. Weterynarz tłumaczy, że pies najprawdopodobniej z tego powodu trafił na ulicę. – Jestem pewna, że to był pies domowy i został przez kogoś wyrzucony – mówi Zadrzyńska.
Dlaczego weterynarz, który przyjechał na ul. Cyprysową na zlecenie Urzędu Miasta nie odłowił psa, który był w takim złym stanie? – Weterynarz nie miał zadania odłowu psa, gdyż Straż Miejska nie posiada samochodu przystosowanego do przewozu zwierząt. Natomiast pracownicy schroniska otrzymali dane telefoniczne mieszkanki oraz numer nieruchomości na której przebywał pies. Na odłów psa pracownicy schroniska mają 24 godziny – wyjaśnia Artur Soboń, sekretarz świdnickiego Urzędu Miasta.
– Jednocześnie informuję, że pies został uśpiony nie z uwagi na zagrożenie jego życia, tylko z uwagi na przewlekły stan chorobowy przewodu pokarmowego i moczowego.