Gramy do 4.30
Sobota, godz. 22.40, kompleks handlowy przy ul. Kruczkowskiego 6a. Klub „Labirynt” świeci pustkami. Z podwórka słychać rytmiczne dźwięki. Na schodach prowadzących do „Pika” siedzi kilku młodych ludzi. W środku większość stolików pustych, na parkiecie tylko kolorowe światła.
Piwo z kranu – 3,5 zł, „wjazd” – 5 zł, ale pierwszych 50 osób wchodzi gratis. Bo „tłum idzie do tłumu”. Muzyka – „Jak w Esce. Jak włączę radio, to jakbym była w „Piku”. I tak do godz. 4.30.
Małolat nie lubię
Piątek, sobota, niedziela – Kamil od sześciu lat nie opuszcza żadnej imprezy w „Piku”. – Znam tu wszystkich. Z ochroniarzami i właścicielką jestem na ty. Jak wyjdę na parkiet to DJ sam puszcza muzę, która mi podchodzi – mówi Kamil. – A Iskry nie lubię. W ciągu pół godziny zaczepia cię czterdzieści małolat. Mnie to nie bawi.
– Tu też się zdarzają chętne dziewczyny, ale mniej – dodaje jego kumpel Jacek. – Kiedyś miałem niezły motyw: siedzę przy stoliku, podchodzi małolata, ledwo się trzyma na nogach i mija dziesięć minut zanim wybełkotała: „Pójdziesz ze mną pod schody?”.
Chociaż dziś spokojnie, pytam o burdy pod „Pikiem”.
– Zdarzają się. To teren porachunków wsi: Krzesimów – Łęczna czy Lublin – Świdnik. Ktoś z Lublina dostanie w Świdniku, to Lublin zajeżdża w piątek pod „Pika” – mówi stały bywalec lokalu przy Kruczkowskiego.
Wszyscy wszystkich znają
Godz. 2.30, al. Lotników Polskich. Klub „Iskra”. Miękkie, czarne siedziska i piwo za 4,5 zł. Zazwyczaj o miejscu na kanapie można tylko pomarzyć. Dziś tłoku nie ma.
– Zwykle jest tyle ludzi, że przejść się nie da. Ale teraz są wakacje – mówi Magda, którą spotykamy w damskiej toalecie. Tu też nie ma kolejek. – Teraz przychodzisz koło północy i wchodzisz na luzie. Zresztą, wciąż te same twarze. Świdnik jest mały.
– Szczerze? Przychodzimy tu, bo nie ma gdzie pójść. A do „Pika” nie chodzę. Nie podoba mi się – dodaje Kasia, siostra Magdy.
Andrzej („Latynos”) i Wacław („Wuzek”) to stali bywalcy „Iskry”.
– Wszyscy wszystkich znają. Ktoś dziś coś powie, a w niedzielę powtarza to cały Świdnik. Jeśli kogoś nie znasz, to znaczy, że jest z Lublina albo Łęcznej – mówi Andrzej.
– Tu było fajne przez chwilę, ale po jakimś czasie masz dość – dodaje Wacław. – Dlatego czasem jeździmy do Lublina: Hades czy MC. Tam wreszcie jesteśmy anonimowi.
Tylko na jedną noc
– To nie jest miejsce, gdzie możesz poznać dziewczynę na dłużej niż jedną noc. Te, które tu można spotkać, są albo puste, albo zajęte – mówi Jacek, student jednej z lubelskich uczelni. Do „Pika” zagląda co weekend. – Kiedyś poznałem tu fajną laskę. Ładna, z fajną gadką. Podobała mi się, chociaż miała tylko 16 lat. Któregoś dnia spotkałem się z nią i jej koleżankami. Posłuchałem, o czym gadają i poczułem się jak w przedszkolu.
– Czy można poznać kogoś fajnego? Tak, mnie się zdarzyło – mówi Magda, tajemniczo się przy tym uśmiechając. Magda studiuje w Lublinie, w wakacje w świdnickiej „Iskrze” bywa prawie co tydzień.
– Mnie to nie interesuje. Jestem zajęta! – śmieje się Kasia.
Mediom wstęp wzbroniony
Najgłośniej gra „Stylowa”. Polskich szlagierów można posłuchać już po drugiej stronie ronda. Umawiamy się z właścicielem, że przyjdziemy po północy, „bo wtedy są też młodzi”. Jednak przy wejściu czeka nas niespodzianka: ochroniarz w pastelowej garsonce. Po minucie zjawia się też właściciel lokalu.
– Ja widziałem jak panie robiły zdjęcia, jak ludzie piją na ulicy. To nie tak bawi się świdnicka młodzież! Dlatego tutaj nie wejdziecie! – mówi.
Interesujący powód...
– To tylko wymówka – gdy wychodzimy zaczepia nas świadek tej rozmowy. – To lokal, gdzie bawią się ludzie po czterdziestce i starsi. I rzadko jest to mąż z żoną. Pani by się dała w sfotografować z kochankiem?