W krzesimowskim schronisku jest w tej chwili 270 psów. To niemal o jedną trzecią za dużo. Tego nie wytrzymują możliwości placówki. Potrzeba ciepłych bud, suchej karmy, a przede wszystkim dobrych ludzi, którzy przygarną zwierzęta.
– To po prostu dramat – załamuje ręce Maria Ferens, opiekunka zwierząt w schronisku w Krzesimowie. – Codziennie przyjmujemy kolejne psy. Młode, stare, kundelki i rasowe. Nie mamy już pieniędzy na sterylizację. Psy mieszkają w piętrowych boksach. Dla kolejnych naprawdę brakuje miejsca.
Każdego dnia do krzesimowskiego schroniska trafia nawet kilka psów. "Sezon” zaczął się przed wakacjami i z każdym tygodniem było gorzej. Apogeum przypada na weekendy. Ludzie pozbywają się "niewygodnych” zwierząt, nie mają też litości dla nowo narodzonych szczeniaków. Jedyną szansą na przeżycie jest dla nich schronisko.
– A nam jest bardzo ciężko – mówi Ferens. – Brakuje rąk do pracy, przydałoby się trochę nowych, ciepłych bud, bo zima przed nami.
– W ubiegłym tygodniu nie mieliśmy żadnej adopcji. W tym tygodniu jedną – wylicza Ferens.
Ci, którzy przyjeżdżają do schroniska z zamiarem adoptowania psa, nie zawsze mają dobre intencje. – Jeśli chcą wziąć sukę owczarka niemieckiego i rezygnują, gdy dowiadują się, że jest ona wysterylizowana to znaczy, że szykowali ją do pseudohodowli. A tam trafiłaby do znacznie gorszych warunków niż ma u nas – uważa Ferens.
W tej chwili można adoptować co najmniej 40 z 270 psów przebywających w schronisku w Krzesimowie. – Mamy 3 młodziutkie ratlerki i wiele innych wspaniałych psiaków. Zaręczam, że odpłacą wielką miłością swojemu nowemu panu – mówi Maria Ferens.