Więcej wydajemy w sklepach, a od nowego roku wyjątkowo dotkliwie odczujemy rachunki za prąd czy gaz. Dlatego coraz częściej chcemy podwyżek. Upominają się o nie pracownicy m.in. Stokrotki, Carrefour, Pepco, Kauflandu czy Decathlonu
– Zarabiam ok. 3200 zł na rękę – przyznaje pani Ola, sprzedawczyni sklepu z Olimpu w Lublinie. – W październiku zorientowałam się, że przed kolejną wypłatą muszę pożyczyć parę złotych od znajomych. W listopadzie ta sytuacja się powtórzyła. Zaczęłam analizować swoje wydatki. Okazało się, że nie jestem bardziej rozrzutna. To życie stało się tak drogie, że moje zarobki tracą na wartości z tygodnia na tydzień.
Nasza rozmówczyni poprosiła już o podwyżkę od 1 stycznia. – Szefowa powiedziała, że się zastanowi, ale nie mam dużych nadziei. Usłyszałam, że „przecież wiem, co się dzieje”, że ona też ma coraz wyższe rachunki, a klientów wciąż jest mniej niż przed pandemią – opowiada.
Podwyżki albo spór
O podwyżki walczy coraz więcej pracowników. O godziwe płace walczą m.in. pracownicy Domów Pomocy Społecznej z województwa lubelskiego. Zwrócili się już do organów prowadzących DPS-y (starostów i burmistrzów miast – red.) z wnioskiem o zapewnienie w przyszłorocznych budżetach znacznie wyższych podwyżek niż te wynikające z podniesienia płacy minimalnej.
– U nas spór zbiorowy z pracodawcą już trwa. Wkroczyliśmy w etap mediacji – mówi Grzegorz Orłowski, przewodniczący związków zawodowych pracowników pomocy społecznej w Lublinie. – Domagamy się wzrostu wynagrodzeń o tysiąc złotych brutto, korzystania z premii i innych benefitów takich jak np. dofinansowania do okularów dla pracowników socjalnych czy dodatku terenowego dla asystentów i koordynatorów rodzinnej pieczy zastępczej.
Orłowski podkreśla, że na pracowników socjalnych nakłada się coraz więcej obowiązków, a ich zarobki są nieco tylko wyższe niż najniższa krajowa.
– Dlatego czekamy na podwyżki. Przyznano nam wprawdzie 200 zł brutto, ale traktujemy to nie jako podwyżkę, a regulację płacy. Ze względu np. na coraz wyższą inflację to kwota, która absolutnie nas nie satysfakcjonuje – podkreśla.
Handel podnosi głowę
Złe nastroje panują także wśród pracowników handlu. W ubiegłym miesiącu zorganizowali demonstrację w Warszawie. Wzięli w niej udział m.in. pracownicy Carrefour, Pepco, Kaufland czy Decathlon.
– Staramy się rozmawiać z pracodawcą, ale nie można nazwać tego dialogiem – mówi Alicja Symbor, Przewodnicząca „Solidarności” w Stokrotce. Pracownicy tej sieci także brali udział w pikiecie. – Pracy jest coraz więcej, pracowników coraz mniej, a zatem rosną nasze obowiązki, a zarabiamy albo pensję minimalną, albo niewiele wyższą i to bez względu na to, czy chodzi o nowego pracownika, czy takiego z 20-letnim stażem pracy. Sytuacja jest bardzo trudna. Obawiam się, że jedyne podwyżki, na jakie możemy liczyć, to te wynikające z podniesienia płacy minimalnej o 210 zł od stycznia. To jednak zdecydowanie za mało.
Godziwe życie
– Wszędzie, gdzie działają związki zawodowe, podejmowane są dziś próby zwrócenia uwagi pracodawców na konieczność podwyżek – mówi Marek Wątorski, zastępca przewodniczącego Zarządu Regionu Środkowowschodniego NSZZ Solidarność w Lublinie. – Naszym celem jest utrzymanie poziomu godziwego życia wszystkich pracowników i ich rodzin, a ten w ostatnim czasie znacznie spada. Inflacja wynosi już ponad 7 proc., ale pamiętajmy, że w przypadku koszyka podstawowych produktów spożywczych jest ona znacznie wyższa. Tymczasem dla wielu pracowników jedyne podwyżki wiążą się z podniesieniem przez rząd płacy minimalnej. To ogromny błąd. Musimy pamiętać, po co wprowadzona została ta płaca. Jej ideą nie było przecież wypłacanie jej większości pracownikom, a jedynie zmuszenie nieuczciwych pracodawców do zapewnienia ich pracownikom poziomu bezpieczeństwa socjalnego.