Prokuratura wykluczyła zasłabnięcie Przemysława Gąsiorowicza, tragicznie zmarłego aktora Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. W styczniu artysta kierując samochodem zderzył się na obwodnicy Lubartowa z innym autem. Mimo kilkugodzinnych wysiłków lekarzom nie udało się uratować życia 42-latka.
– Przyczynę zgonu stanowią obrażenia klatki piersiowej i jamy brzusznej, które mogły powstać w wyniku wypadku samochodowego mówi prokurator Krzysztof Maryńczak z Prokuratury Rejonowej w Lubartowie, która prowadzi śledztwo.
Jak dodaje prokurator, w trakcie przeprowadzonej sekcji zwłok nie stwierdzono zmian, które mogłyby wskazywać na zasłabnięcie aktora, na przykład w wyniku zawału serca. Badania wykazały jednak śladowe ilości alkoholu we krwi. Teraz śledczy będą sprawdzać, czy miało to jakikolwiek wpływ na przebieg całego zdarzenia.
Już niemal wszyscy świadkowie styczniowego wypadku zostali przesłuchani. Kiedy te czynności zostaną zakończone, prokuratura będzie miała kompletny materiał dowodowy.
Przypomnijmy, że do tego tragicznego wypadku doszło w sobotę, 8 stycznia, o godz. 13.54, na obwodnicy Lubartowa. Aktorzy lubelskiego Teatru im. Osterwy – Przemysław Gąsiorowicz i Jan Wojciech Krzyszczak – zmierzali do Kocka na pogrzeb zmarłego 3 stycznia kolegi z teatru Witolda Kopcia. Uroczystość miała się rozpocząć o godz. 14. Według ustaleń prokuratury, peugeot partner, którym podróżowali, zaczął stopniowo zjeżdżać na przeciwległy pas ruchu. Jedno auto uniknęło zderzenia, natomiast honda civic, którą jechała czteroosobowa rodzina, nie miała już tyle szczęścia. Siła uderzenia była na tyle duża, że oba pojazdy wypadły z drogi i zostały doszczętnie zniszczone.
Najciężej ranni zostali kierowcy – Przemysław Gąsiorowicz oraz Andrzej Kamiński-Bator, lubelski sędzia rugby. Obaj zostali przetransportowani śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do lubelskich szpitali. Aktor był reanimowany i zmarł po kilku godzinach. Natomiast drugi z mężczyzn przeżył, ale miał liczne złamania i stracił dużo krwi.
– Pamiętam, że spojrzałem na licznik, czy mam 90 km/h – było 89. Z 50-100 metrów przede mną jechał samochód, za mną ciągnął się sznur samochodów. Z naprzeciwka była identyczna sytuacja. I nagle coś mi się zaczęło nie zgadzać, że światła mi zaczęły świecić po oczach. Ja patrzę, a ten samochód chciał jakby skręcić w lewo, w ulicę, której nie ma. Ja wtedy szybko zareagowałem: po hamulcach i skręt w prawo – wspominał w styczniu w rozmowie z Dziennikiem Andrzej Kamiński-Bator, sędzia rugby i były zawodnik juniorskiej drużyny Budowlanych Lublin.