„Panie Boże, zaczynamy walczyć” - to pierwsze słowa Romualda Lipki, kiedy usłyszał od lekarzy, że jest poważnie chory. Wierzył, że wróci do zdrowia. Walczył. Kiedy siadał za klawiszami, widział publiczność, przestawało boleć.
Ona zakochała się w jego głosie, on zabiegał o nią bukietem forsycji. Ta historia zaczęła się od wielkiej Miłości. Miłości przez duże M. On był instruktorem muzycznym, Dorota dostała pracę w domu kultury. Lipko prowadził w tym domu kultury zespół Mirabelki.
Miłość przyszła nagle. W rozmowie dla programu „Uwaga TVN” Romuald Lipko wspominał, że do ukochanej jeździł spalinową lokomotywą. Lokomotywa z towarowymi wagonami przejeżdżała obok domu Doroty. „Z szoferki od tego maszynisty zeskakiwałem na dziedziniec mojej narzeczonej. Zawsze miałem ze sobą bukiet forsycji”.
Miłość przetrwała, a lekko nie było. - Nie było lekko, bo ja w trasie. Wciąż w trasie. Nie było łatwo dochować wierności - mówił mi znakomity kompozytor.
Diagnoza
Lekarze postawili ją niespełna rok temu. Pomodlił się i powiedział znamienne słowa: „Panie Boże, zaczynamy walczyć. Wielu ludzi dało sobie z tym radę, bardzo możliwe, że dam sobie radę i ja”.
Walczył i marzył. „Z doświadczenia wiem, jak ważne w procesie leczenia są marzenia” - powtarzał. Przejmującą relację z tej walki opublikował zespół „Budka Suflera”.
„Kilka tygodni temu postawiono wstępną diagnozę. Następnie Romek przebywał w warszawskim szpitalu przy Banacha, a ostatnie dwa tygodnie w klinice w Magdeburgu. To jedyne miejsce na świecie, gdzie podejmuje się walkę z tego typu nowotworami. W Lublinie, Kazimierzu, Warszawie i Magdeburgu byliśmy z nim w stałym kontakcie. Przedwczoraj wróciliśmy z niemieckiej kliniki. Nie nam muzykom relacjonować działania medycyny na najwyższym poziomie, ale zrozumieliśmy jedno. Jest realna szansa zwycięstwa w tej jakże trudnej walce, a stan ducha naszego kolegi jest czynnikiem niezwykle ważnym” - czytamy w oświadczeniu. - „Jeśli Jego rozmowa z kimś z nas była lub jest możliwa, to Romek najchętniej mówi o nowych piosenkach, jesiennych koncertach i nowoczesnych aranżacjach. Mając świadomość swojej dolegliwości planuje i marzy” - pisali muzycy.
Walka
Po powrocie z kliniki w Magdeburgu Romuald Lipko mówił: „Czuję się świetnie. Wszystko jest w porządku. Jestem uśmiechnięty, nic mnie nie boli, choroba, która zrobiła we mnie dużo popłochu i zmobilizowała mnie do szybkiego działania, póki co jest zażegnana, zaleczona. Mogę powiedzieć, że jestem gotowy do służby”.
Myślał o powrocie na scenę, o nowych piosenkach, o wspaniałych wykonaniach. - „Perspektywa trasy koncertowej każdego dnia dodaje mi sił w walce o zdrowie. Wasze zaangażowanie, ciepłe słowa i chęć udziału w naszych koncertach pokazują mi, że ta walka ma sens” - pisał Romuald Lipko. Przygotowań do trasy koncertowej doglądał ze szpitalnego łóżka.
Romuald Lipko czekał na przeszczep wątroby. Czekał, walczył, komponował. Zaplanował koncerty Budki Suflera. Los chciał, że czekanie na przeszczep trwało za długo. To są bolesne i bardzo prywatne sprawy, choć takie informacje pojawiły się w mediach.
W relacjach z ostatnich dni kompozytora przewija się spokój. Do szpitala przyjechał Krzysztof Cugowski. Rozmawiali. Po odejściu Romka, Krzysztof Cugowski napisał na swoim profilu wzruszające słowa, żegnając kolegę z zespołu.
Pustka
2 września Romuald Lipko napisał: „A koncerty tuż tuż!!!!!!!!!! Czekamy!!!!”
Cieszył się z pieśni, którą napisał ku pamięci polskiego papieża. „To Wielki zaszczyt móc napisać Pieśń ku pamięci Jana Pawła II. Mnie on spotkał. Z okazji setnej rocznicy Naszego Papy stworzyliśmy z Markiem Dutkiewiczem tę Pieśń którą wykonali ci wspaniali artyści” - napisał na swoim profilu.
Wracam pamięcią do rozmowy w 2017 roku, którą zrobiłem z kompozytorem dla Dziennika. Pytałem, czy boi się przemijania?
- Staram się smakować każdy dzień. Przeżyć go tak, żeby zasypiać bez niepokoju. Trzymam się zasady, którą usłyszałem od własnej mamy: Żeby nikt przez ciebie nie płakał. Pomóż, jak możesz komuś innemu. Co czynię. W różnym wymiarze finansowym. A wracając do przemijania. Dużo nauczyłem się od żony. Pochodzi z wielopokoleniowego domu w Zamościu, gdzie ludzie umierali przy dzieciach. W domu, wśród najbliższych. To także sprawiało, że dzieci były ze śmiercią oswojone. Śmierć jest ostatecznością, która powinna zjawiać się w takim momencie, kiedy życie jest w jakiś sposób skonsumowane. To jest naturalna kolej rzeczy, że dzieci przeżywają rodziców. My z żoną z pełną pokorą odwiedzamy cmentarze, czytamy napisy, piękne pożegnania, pełne mądrości. Przeżyłem dwie ciężkie operacje, kiedy zapachniało drugą stroną. Śmierć? Wiem, że jest, że przyjdzie. Będąc katolikiem, wierzę, że to nie koniec. Ostatnio byłem w Jerozolimie na pielgrzymce. Tak się z tym zbierałem, żeby pojechać, nabrać osobistej relacji z zapachem tej ziemi, ze schodami, po których szedł Jezus na Golgotę. To są rzeczy, które pomagają ułożyć się z przemijaniem.
Rok później, na spotkaniu podczas pierwszej edycji Post Festiwalu mówił o cmentarzu na Lipowej. O tym, że to piękne miejsce, pełne historii. O tym, że tam spoczywają jego bliscy, rodzina, przyjaciele. I o tym, że kiedyś do nich dołączy.
Miałem zaszczyt prowadzić z kompozytorem rozmowę w restauracji Hades Szeroka. Na sali siedziała jego żona Dorota.
Na pożegnanie niech będą słowa o miłości. Mówił nam tak: „Dzisiaj, kiedy jesteśmy małżeństwem 42 lata, patrząc na siebie mówimy, że oto szczęście nas spotkało, że jesteśmy razem. Że jesteśmy sobie potrzebni, że jesteśmy dla siebie podporą, wyrocznią, dobrem, sercem, opieką, lekarzem, łaską”.