Sporo problemów z liczeniem głosów w wyborach samorządowych mieli członkowie obwodowych komisji wyborczych. Pracowali do bladego świtu, a i tak nie wszyscy jeszcze pracę skończyli.
– Było strasznie dużo zamieszania pod kątem wprowadzania danych do systemu. Strasznie długo to trwało. Wyskakiwały jakieś błędy – mówi Michał Kulpa z jednej z lubelskich komisji obwodowych i dodaje, że podczas tych wyborów pojawiło się dużo niedociągnięć organizacyjnych. – Byłem w komisji także na ostatnich wyborach prezydenckich i zdecydowanie szybciej to wszystko działało. Wiadomo, że to były też inne wybory, ale wszystko sprawniej działało – uważa.
Duże zamieszanie wynikało też z przejęciem pracy od dziennej komisji, przez nocną, która miała policzyć głosy. – Komisja dzienna powinna przygotować wszystkie protokoły, powinna przeliczyć wszystkie karty. To w ogóle nie było przygotowane, bo pierwsza komisja nie wiedziała co miała robić. Dopiero po godzinie mogliśmy zacząć jakiekolwiek swoje czynności – mówi Michał Kulpa.
Członkowie komisji z ul. Magnoliowej mówią, że praca u nich przebiegała całkiem sprawnie. Przekazanie pracy nocnej komisji przez dzienną zajęło około dwóch godzin. – Potem liczenie i dużo pisania. Trzeba to uporządkować. Są trzy rodzaje kart głosowania – wylicza jeden z członków komisji. Ta komisja liczyła głosy i przygotowywała protokoły od godz. 21 do 6 rano.
Kolejne problemy pojawiają się podczas zdawania kart do głosowania w Miejskiej Komisji Wyborczej. Przed godziną 7 do MKW przy Al. Racławickich w Lublinie dotarła niecała połowa przedstawicieli komisji. I tutaj musieli się ustawić w kolejce, w której odczekać trzeba było nawet kilkadziesiąt minut. Niektóre komisje nie zrobiły wszystkiego poprawnie i musiały zgłaszać się jeszcze raz.
– Na pewno komisje, w których byli członkowie poważniejsi stażem, trzeci, czwarty raz, działały sprawniej. A jeżeli wszyscy byli po raz pierwszy, to wydłużało pracę – zauważa jeden z członków komisji.