Rozmowa z Karolem Struskim, piłkarzem Arisu Limassol, wychowankiem Górnika Łęczna
- Robert Lewandowski, Piotr Zieliński, Karol Struski. Coś was łączy w tym sezonie. Jak się poczułeś chwilę po końcowym gwizdku z Omonią Nikozja czyli po zdobyciu mistrzostwa Cypru?
– W zasadzie przed końcowym gwizdkiem jeszcze nie byliśmy mistrzami. Następnego dnia grał APOEL Nikozja. Zebraliśmy się w jednym miejscu z rodzinami, sztabem i powiem szczerze, że bardziej stresowałem się tym meczem niż jakimkolwiek, w którym grałem. Po końcowym gwizdku polały się łzy szczęścia u większości, w tym mi. To dotychczas największy w moim życiu i dzień, który będę zawsze pamiętał.
- Przed rozgrywkami mieliście myśl, że to może być ten sezon?
– Rozmawiając z prezesem na przedsezonowym spotkaniu to był cel jaki sobie postawiliśmy. Z biegiem sezonu to zmieniało się na inne cele, mieliśmy przecież siedmiomeczową serię bez wygranej przez co traciliśmy do lidera 10 punktów. Później złapaliśmy serię zwycięstw? graliśmy bardzo dobrze i dociągnęliśmy do tego pięknego końca.
- Odniosłem wrażenie, że liga Cypryjska przypomina trochę Fortuna I ligę. Tam też drużyny z topu często gubią punkty, nierzadko nie zbliżają się nawet do średniej dwóch punktów na mecz. Zgodzisz się z tym?
– Myślę, że jest inaczej. Pierwsza szóstka jest na bardzo wysokim poziomie i zdobywa dużo punktów. Paradoksalnie nam grało się słabiej z tymi ekipami z dołu. Bazujemy na bardzo szybkich skrzydłach, fazach przejściowych. Te drużyny mocno się cofały, a atak pozycyjny nie wychodził nam idealnie i będziemy musieli poprawić to w przyszłym sezonie.
- Miałeś wątpliwości przed wyjazdem? Można spotkać się z opinią, że to liga dla emerytów.
– My przede wszystkim mamy bardzo ciekawą mieszankę młodości z doświadczeniem. Po pierwszym telefonie rzeczywiście miałem takie myśli, że to liga na koniec kariery. Porozmawiałem z trenerem, ludźmi z otoczenia. Wizja klubu bardzo mi się spodobała i podjąłem, jak się okazało, świetną decyzję.
- Wchodziłeś do szatni Jagielonii, wchodziłeś do szatni Arisu. Do której było ciężej?
– Może nie, że się bałem ale byłem bardzo ciekawy jak wygląda zagraniczna szatnia. Okazało się, że szatnia w Arisie jest najlepszą w jakiej do tej pory byłem. Atmosfera jest fantastyczna i to był klucz do sukcesu. Byliśmy kolegami nie tylko na boisku, ale też poza i to zaprocentowało.
- Mówisz głównie o pozytywach, a były jakieś problemy tak wielonarodowej grupy?
– Myślę, że tutaj była duża zasługa trenera. Dobrze dobrał ludzi, którzy szybko złapali wspólny język. Nie było żadnych barier językowych. Większość z nas rozmawia biegle po angielsku, a jeśli mamy kilku francuskojęzycznych graczy to pomaga nam tłumacz. Także w kwestii komunikacji nie było jakichkolwiek problemów.
- Jak bardzo różnią się ludzie na Cyprze od tych w Polsce?
– Każdy żyje powoli. Ciężko coś załatwić na już. Mi się to podoba, może nie to że zwlekają, ale to że żyją na luzie. Oprócz życia piłkarskiego jest także fajne życie prywatne. Pomaga mi to nie stresować się, nie myśleć przesadnie o piłce nożnej.
- Cypryjczycy są zakochani w futbolu?
– Piłka nożna jest tam sportem narodowym. My jako drużyna nie mamy akurat wielu kibiców, dopiero budujemy swoją społeczność. Te kluby, które mają ich więcej przypominają atmosferę grecką, turecką. Czasem na stadionie leciały butelki czy krzesełka.
- Wracając do waszej szatni. Uważasz kogoś za niespełniony talent, który obecnie mógłby być w lepszym klubie niż Aris?
– Jakościowo Aleksander Kokorin przewyższa ligę o klasę. Wiadomo, on jest wypożyczony z Fiorentiny więc jeszcze nie wszystko stracone. Mimo tego dziwi mnie, że zawodnik który był gwiazdą ligi rosyjskiej i grał na mundialach znalazł się w Arisie. Prywatnie jest bardzo pozytywną osobą i w żadnym stopniu nie da się po nim odczuć jakiegoś „gwiazdorzenia”.
- Śledzisz polską piłkę?
– Oczywiście. Zarówno poczynania Górnika Łęczna jak i Jagiellonii. Obejrzałem nawet sporo meczów „Jagi” w tym sezonie.
- Grajac na Cyprze możesz sobie pozwolić na większy luz w grze?
– Zdecydowanie. Tutaj odczułem, ze mam więcej miejsca na boisku, ale to wynika z jakości zawodników. Gramy ofensywnie, ciągle mamy piłkę. Zupełnie inaczej czułem się w Jagiellonii, gdzie gra była bardzo szarpana i rzadko w ogóle dotykałem piłkę. Swobodniej jest na Cyprze, ale nie podejmę się stwierdzenia, która liga jest lepsza.
- Wspomniałeś o szarpanej grze w Ekstraklasie. Nie odnosisz wrażenia, że idąc w kierunku coraz większej ilości teorii i taktyki wpajanej piłkarzom cierpi na tym widowiskowość?
– Myślę, że taka wizja futbolu jest bardzo dobra. Nasz trener także jest zwolennikiem nowoczesnej gry. Uważam, że takie projekty jak na przykład Warty Poznań z trenerem Dawidem Szulczkiem są czymś bardzo dobrym dla futbolu.
- Debiutowałeś w Ekstraklasie u trenera Iwajło Peteva. Jego CV to między innymi reprezentacja Bułgarii, Bośni i Hercegowiny czy Ludogorec. Jak go wspominasz?
– Treningi nie były mocno teoretyczne, było dużo gier i prostsze ćwiczenia niż choćby teraz. Ciężko mi to ocenić, wtedy byłem tylko młodym zawodnikiem, który trenował. Dostałem od niego szansę, za co jestem wdzięczny, ale chyba wtedy jeszcze nie byłem gotowy na piłkę seniorską.
- A co sądzisz o przepisie o młodzieżowcu?
– Mi na pewno pomógł. Może odbyło się to ze spadkiem jakości, ale kto wie, mogłoby się zdarzyć ze na przykład nie pojechałbym z Jagiellonią na pierwszy obóz. Musiałbym zostać w jakimś trzecioligowym klubie i u mnie to zadziałało jak najbardziej na plus.
- Co było największym szokiem po zmianie Górnika na Jagiellonię kiedy miałeś 16 lat?
– Na pewno to jak wyglądała akademia. Zdziwił mnie też poziom mojej drużyny juniorskiej. Chodzi mi głównie o rocznik 2001. Grając ze starszymi mieliśmy fajną ekipę, ale stricte mój rocznik to był czas kiedy broniliśmy się przed spadkiem z ligi wojewódzkiej. To był bardzo duży przeskok. Nasz rocznik był stworzony przez ludzi ściąganych z całej Polski i od razu zdobyliśmy mistrzostwo kraju.
- Po sezonie wróciłeś na wypożyczenie do Łęcznej. Potraktowałeś to jako proces czy może była jakaś chwila zwątpienia, że nie wszystko idzie jakbyś chciał?
– Absolutnie nie traktowałem tego jako coś negatywnego. Czułem, że Górnik – klub który mnie wychował – był do tego idealnym miejscem. Świetnym uczuciem było móc reprezentować pierwszą drużynę. Teoretycznie zrobiłem krok w tył, ale praktycznie bardzo mi te przenosiny pomogły. Do tego zrobiliśmy awans, którego tak naprawdę nikt się nie spodziewał. To co zapamiętałem to fantastyczna atmosfera wewnątrz drużyny. Myślę też, że ludzie nie doceniają tego jak ważny jest to aspekt w futbolu.
- Przyjmijmy, że dzwoni do ciebie Legia Warszawa lub Raków Częstochowa. Przedstawiają kosmiczną ofertę, jaka jest decyzja?
– W tym momencie zostałbym w Arisie. Kocham to środowisko, mam wielu znajomych i czuję się fenomenalnie. Ten transfer był strzałem w dziesiątkę i na ten moment jestem tu bardzo szczęśliwy. Myślę jednak, że to z Polski łatwiej przedostać się na zachód niż z Cypru. Liczba skautów na trybunach jest nieporównywalna.
- Dużo mówi się ostatnio o „polskiej myśli szkoleniowej”. Myśl, która ma ograniczać wielu kreatywnych chłopaków. Ty swoją przygodę z piłką rozpoczynałeś jeszcze przed wieloma zmianami PZPN. Czułeś takie ograniczenia po sobie choćby w młodzieżowej reprezentacji Polski czy wyjeżdżając za granicę?
– Szczerze mówiąc myślę, że miałem szczęście do trenerów w Polsce. Każdy trener pozwolił mi się rozwinąć, nie blokował kreatywności, gry do przodu. Trafiałem dobrze i nie mam na co narzekać.
- Kiedy przyszedł moment kiedy pomyślałeś, że z piłka nożna to będzie coś więcej niż przygoda?
– Zacząłem treningi mając pięć lat i miałem marzenie by zostać piłkarzem. Jeśli jednak miałbym określić moment kiedy pomyślałem „wow zrobiłem to” to takiego nie było. Jestem ambitny, wiem że mam dużo do osiągnięcia i mój potencjał jeszcze nie rozwinął się w stu procentach. Mierzę wyżej niż jestem aktualnie.
- Czego życzyć Karolowi Struskiemu na przyszłość?
– Kolejnych trofeów. Wygrania ligi cypryjskiej drugi raz z Arisem i wejścia do fazy grupowej europejskich pucharów. A dalej? Transferu do jednej z pięciu czołowych lig w Europie.