Dzięki jego postawie udało się uporządkować cmentarz i ustawić metalowe krzyże w Porycku, gdzie później prezydenci Polski i Ukrainy odsłonili pomnik Pojednania. Marzyła mu się budowa kaplicy. Nie dokończy tej misji. Stanisław Filipowicz zmarł w zeszłym tygodniu. Miał 81 lat.
– Skoro Bóg mnie ocalił, to widocznie po to, abym wypełnił konkretną misję – powiedział nam wtedy Filipowicz, który 11 lipca 1943 r. cudem uniknął rzezi w kościele.
Podczas niedzielnego nabożeństwa świątynia w Porycku została otoczona przez uzbrojone bandy ukraińskie. Rozpoczęła się strzelanina. Zgromadzonych w świątyni Polaków ogarnęło przerażenie. Niektórzy w panice próbowali uciec. Kule dosięgły ich na zewnątrz. Po jakimś czasie bandyci weszli do kościoła.
– Widziałem, jak upadł ksiądz Szawłowski –wspominał pan Stanisław.
Ci, których nie dosięgły kule bandytów, zaczęli się chronić, gdzie tylko kto mógł: we wnękach, za filarami. – Ja z matką schroniłem się pod ścianą za filarem – opowiadał.
– W pewnym momencie bandyci zaczęli wnosić do kościoła słomę. Umieszczono w niej materiały wybuchowe. W gorącej modlitwie prosiłem Boga, bym zginął podczas ucieczki, trafiony w plecy.
Ale Bóg miał inne plany. Filipowicz przeżył, zginęli jego najbliżsi. – Rano ojciec wraz ze znajomymi wykopali na cmentarzu mogiłę – wspominał. – Tam położono moją matkę, dwie siostry i siostrzenicę. Umarłych zakryto deskami i zasypano ziemią. Odmówiliśmy modlitwę i wróciliśmy do domu.
W kościele zginęło wówczas około 200 Polaków. Filipowicz dopiero na początku lat 90. pierwszy raz od tamtej zbrodni odważył się pojechać w rodzinne strony. Po kościele pw. Trójcy Świętej i Michała Archanioła nie było śladu. Na katolickim cmentarzu było wysypisko śmieci, pasły się krowy, a na dodatek rozpoczęto budowę młyna.
Dzięki jego zaangażowaniu budowa młyna została wstrzymana, uporządkowano i ogrodzono cmentarz, a z Zamościa przywieziono trzy duże krzyże. Szczątki zamordowanych Polaków spoczęły na cmentarzu.
W 2003 roku obchodzono tam 60 rocznicę mordów na Wołyniu. W uroczystościach wzięli udział prezydenci Polski Aleksander Kwaśniewski i Ukrainy Leonid Kuczma, którzy m.in. odsłonili pomnik Pojednania.
W czasie jednej z wypraw natrafił na trzy kolumny z dawnej świątyni. To jedyna pamiątka po kościele. Architekt z Lublina wykonał projekt i dokumentację techniczną kaplicy modlitewnej, ale zaczęły się schody. Filipowicz do końca życia zabiegał bez skutku o wydanie zezwolenia na realizację projektu.
– Ostatni raz byliśmy na Wołyniu w lipcu ub. roku – wspomina 79-letni Zygmunt Namroży z Wólki Panieńskiej, znajomy Filipowicza i towarzysz podróży. – Po powrocie Stanisław poczuł się źle, przeszedł m.in. operację.
Do ukochanego Porycka, który obecnie nazywa się Pawliwka, już nie wrócił.