Połamał drewniany krzyżyk i wypalił zapalniczką oczy w figurce Matki Boskiej. Na suficie wysmalił hitlerowską swastykę, a na koniec wzniecił ogień w klasztorze Ojców Bernardynów. – Bo nie chcieli mi dać 15 zł – wyznał policjantom Paweł B.
W czwartek pod wieczór 27-latek był już dobrze podchmielony, ale nadal chciało mu się pić. A w kieszeni nie miał ani grosza. Poszedł więc do klasztoru
. – Poprosił mnie o 15 zł na chleb – mówi ojciec Sylwester, przełożony klasztoru. –Powiedziałem, że możemy
go nakarmić.
Mężczyzna chleba nie chciał. Zażądał spowiedzi. – Czuć było
od niego alkohol – wspomina
o. Sylwester. – Zaproponowałem, by przyszedł na drugi dzień. Paweł poszedł do domu, a ja do kościoła, gdzie ćwiczyliśmy z parafianami czytanie Męki Pańskiej. I wtedy brat Zdzisław zauważył dym.
Paliło się główne wejście do klasztoru. Parafianie podnieśli larum. W kościele był akurat komendant Ochotniczej Straży Pożarnej. – Chwycił za gaśnicę i ugasił pożar – opowiada
o. Gerwazy.
Płonęła sosnowa boazeria i okiennica. Zakonnicy przedarli się przez duszący dym na półpiętro i... stanęli jak wryci: ktoś wypalił oczy figurce Matki Boskiej, na suficie namazał swastykę.
Gdy zakonnicy wietrzyli pomieszczenia, policjanci zatrzymali mieszkającego niedaleko Pawła B. Miał 1,81 promila alkoholu. – Przyznał się do winy – mówi komisarz Bartosz Magryta z zamojskiej policji. – Chciał zrobić na złość zakonnikom.
– Taki wstyd – załamuje ręce mieszkanka Radecznicy. – Że on się Boga nie bał. Szkoda mi jego matki, bo to pracowita kobiecina.