Jest cień szansy, że w połowie grudnia na zamojskie tory wróci przynajmniej część pociągów, które 1 września z rozkładu jazdy wycofa spółka PKP Intercity i całkowicie pozbawi kolei Zamość i okolice.
– Frekwencja w pociągach była zatrważająco mała – mówi Beata Czemerajda z PKP Intercity.
– Trudno się dziwić, jeżeli z Zamościa do Lublina jedzie się koleją trzy godziny, a autobusem półtorej – wyjaśniał w zeszłym tygodniu Paweł Ney, rzecznik PKP Intercity.
– Długi czas jazdy wynika ze złego stanu torów i braku elektryfikacji linii – dodaje Czemerajda.
– Stale remontujemy tory tak, by można było odwoływać ograniczenia prędkości pociągów na poszczególnych odcinkach – wylicza Zygmunt Grzechulski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie. – Ale z tej konstrukcji już się dużo nie wyciśnie. Żeby jeździć szybciej linię trzeba by przebudować, a jeśli nie mamy pieniędzy na szlak z Lublina do Warszawy, to co dopiero mówić o tej linii.
Od połowy grudnia, gdy wejdzie w życie nowy rozkład jazdy, połączenia mogłaby teoretycznie przejąć spółka PKP Przewozy Regionalne. Może to zrobić z własnej woli, jeśli uzna, że na tym zarobi, choć to mało realne.
– Ale Urząd Marszałkowski może zlecić nam wykonywanie takich kursów – stwierdza Marta Olender ze spółki PKP Przewozy Regionalne. – Robimy szybką analizę, ile by to kosztowało.
Nie potrafię powiedzieć, czy możliwe będzie przywrócenie wszystkich pociągów – przyznaje Krzysztof Grabczuk, marszałek województwa. – Najpierw chcemy poznać rzeczywiste straty i ich przyczyny.