Sąd wysłuchał wczoraj mowy końcowej stron w toczącym się od wielu miesięcy procesie. Obrońca nie miał wiele do powiedzenia w tej sprawie. Przypomnijmy fakty.
38-letni Stanisław Ż. od lat znęcał się nad swoją żoną, z którą miał dwoje dzieci. Niejednokrotnie bił ją i 15-letniego syna. Wiadomo również, że w przeszłości pobił własnego teścia, sąsiada i kolegę. Nadużywał alkoholu. W 1999 r. warunkowo umorzono toczące się przeciwko niemu postępowanie wyjaśniające w sprawie znęcania się nad rodziną. Mimo iż ostatecznie wyprowadził się z domu i zamieszkał z inną kobietą, z którą miał malutkie dziecko, nadal odwiedzał żonę i wszczynał awantury. Rzekomo nie mógł się z nią dogadać w sprawie zasad odwiedzania dzieci, zwłaszcza 10-letniej córki. 25 czerwca 2000 r. żyjący osobno małżonkowie spotkali się na przyjęciu weselnym. Stanisław Ż. był tam z konkubiną, a jego żona z przyjacielem. Po powrocie z uroczystości, pijany Stanisław Ż. poszedł w nocy do byłego domu. Tam nożem zadał żonie Bożenie 17 ran. Sześciokrotnie ugodził też jej przyjaciela Mirosława J. Kiedy przed północą syn wrócił z dyskoteki, zastał w domu masakrę. Matka i jej przyjaciel leżeli wykrwawieni na wersalce. W tym czasie ojciec zacierał ślady zbrodni...
Sąd zauważył, że w trakcie trwania procesu oskarżony ani razu nie okazał skruchy. Zdaniem biegłych, którzy wypowiadali się w tej sprawie, wszystkie ciosy były zadane z dużą siłą, w ważne dla życia rejony ciała.
Na sali sądowej obecni byli w poniedziałek teściowie Stanisława Ż., także rodzice Mirosława J. oraz ojciec oskarżonego. Stanisław Ż. ani razu nie spojrzał w ich stronę. Spokojnie wpatrywał się w podłogę. Kolejnych wystąpień słuchał tak, jakby nie dotyczyły jego. Prokurator domagał się kary dożywocia. Oskarżony powiedział w ostatnim słowie, że nie planował tego zabójstwa. - Bardzo, bardzo żałuję tego, co się stało. Proszę rodziców i żyjących o wybaczenie i proszę o łagodny wymiar kary - po raz pierwszy od dokonania zabójstwa Stanisław Ż. wyraził coś na kształt skruchy...
Za każe z zabójstw sąd skazał go na karę dożywocia. Za nakłanianie swojej konkubiny do składania fałszywych zeznań został skazany na rok pozbawienia wolności. Sąd wymierzył mu karę łączną dożywotniego więzienia. Wyrok nie jest jeszcze prawomocny.
Sąd przychylił się do wniosku oskarżonego o przetransportowanie go do Zakładu Karnego w Lublinie, w celu umożliwienia mu odbycia badań lekarskich.