Sprawa fikcyjnego eksportu cukru stała się głośna już dwa lata temu. Protestujący wówczas w Zamościu plantatorzy buraków i cukrownicy z zamojskich cukrowni bez ogródek mówili o tym, że cukier z tzw. limitu produkcji C, przeznaczonego na eksport, tak naprawdę w ogóle nie opuszcza naszego kraju. Rzekomy eksport na Ukrainę kończył się - ich zdaniem - w Tomaszowie Lubelskim, Lubyczy Królewskiej i Hrebennem. Czy tak było rzeczywiście? A może tak jest nadal?
Nikt nie słuchał posła
Oskarżeń jest o wiele więcej
- Np. w Kołbaskowie, na 342 odprawy cukru w latach 1997-1998, tylko 8 transportów faktycznie wyjechało do Niemiec. Pozostałe były fikcyjne, co potwierdziła dokumentacja po niemieckiej stronie. Chodziło o to, że cukier w eksporcie był tańszy niż sprzedawany w kraju. W sumie będzie w tej sprawie ponad 80 osób oskarżonych. W 1998 r. urwał im się ten "eksport” w Kołbaskowie, to znaleźli szybko Gubin i Świecko. W I kwartale 1999 r. urwały się i te przejścia, więc "eksporterzy” znaleźli inne - wyjaśnia szczeciński prokurator.
Na wschodzie głucha cisza...
Szczecińska prokuratura podejrzewa, że gdyby zbadać wszystkie eksporty z polskich cukrowni, zapewne byłoby z nimi podobnie, jak na zachodnim przejściu w Kołbaskowie, gdzie faktyczny eksport wynosił zaledwie ok. 2-3 proc. dokumentowanego.