Aby w zamojskich autobusach zobaczyć dokąd się zmierza, trzeba się nieźle nagimnastykować. Dlaczego?
W imieniu zdezorientowanych pasażerów interweniował na ostatniej sesji Stefan Kowalik, przewodniczący osiedla Orzeszkowej i Reymonta w Zamościu.
- Autobusy MZK są tak zaklejone reklamami, że nic przez ich szyby nie widać - tłumaczył radnym i m.in. prezydentowi miasta. - Ludzie nie wiedzą, na jakim przystanku wysiadać. Zwłaszcza starsi, mają z tym trudności. Wielu z nich przecież niedowidzi lub niedosłyszy. I skarżą się na zebraniach osiedlowych. Trzeba to zmienić.
Pani Alina jeździ co kilka dni autobusem MZK z domu przy ul. Wiejskiej do swojej córki na Nowym Mieście. Ma 70 lat i m.in. kłopoty z sercem. Dla niej taka podróż to cała wyprawa. Jak tłumaczy, najgorzej jest gdy trafi jej się autobus "zaklejony”. Wtedy musi liczyć przystanki, bo przez siatki na szybach (w niektórych reklamach pozostawiono mikroskopijne dziurki) nie jest w stanie nic dostrzec. Nieraz jednak myli się w swoich rachubach.
- Raz pojadę za daleko, innym razem wysiądę przystanek wcześniej - żali się kobieta. - Nie zawsze udaje się zobaczyć przez szparkę, co jest za oknem. A żeby wysiąść, muszę się przecież przygotować, zebrać torby. Jadę taka spięta przez miasto.
Przewodniczący Kowalik postanowił zawalczyć o starszych pasażerów MZK.
- W innych miastach jakoś sobie z tym radzą - zapewniał. - W autobusach montuje się tablice, na których wyświetlają się nazwy ulic i przystanków lub kierowcy mówią o tym przez mikrofon. W ostateczności kierowca może przecież wyjść i poinformować pasażerów, gdzie się znajdują. Wystarczy odrobina dobrej woli. Ta sprawa dotyczy wielu osób.
Młodzi zamościanie także miłością do autobusowych reklam nie pałają.
- Są po prostu brzydkie i nachalne - ocenia 20-latek stojący wczoraj na jednym z przystanków. - Niebawem zaczną je wieszać nawet na szybie kierowcy.
Niewiele w tej sprawie może się jednak zmienić. MZK jest na garnuszku miasta. Z samych biletów trudno się spółce utrzymać, a miejskie dotacje są coraz mizerniejsze.
- Dochody z reklam to dla nas pokaźne pieniądze - tłumaczy prezes Krzysztof Litwin. - Pomagają nam utrzymać zakład. Zrezygnować z nich nie możemy. Natomiast tzw. wyświetlacze są już w nowych autobusach. Czy pojawią się także w starszych? Zobaczymy. Na razie nas na to nie stać.