Zamojscy kandydaci do parlamentu wyraźnie oszczędzali na kampanii wyborczej. Wiece można było policzyć na palcach jednej ręki. Nawet plakaty z podobiznami potencjalnych parlamentarzystów nie kłuły w oczy na każdym kroku.
– To już nie te czasy, kiedy kolor plakatów na płotach zmieniał się
co kilka godzin – potwierdza Grzegorz Obst, prezes stowarzyszenia „Kosz”, który administruje słupami ogłoszeniowymi na terenie Zamościa. Na umieszczenie na nich swoich
agitek, komitety wyborcze wydały
w tym roku zaledwie około 2 tysięcy złotych. Na słupach ogłoszeniowych dominowały podobizny kandydatów zwycięskiego Prawa i Sprawiedliwości. – Pozostałe partie, zwłaszcza lewica, zaczęły plakatowanie dopiero na kilka dni przed wyborami. I nawet wtedy dawały po jednym plakacie na słup – mówi Obst.
Z kolei z autobusów Miejskiego Zakładu Komunikacji w Zamościu spoglądały na nas głównie podobizny Andrzeja Mulawy, kandydata Platformy Obywatelskiej. Plakaty kandydatów innych partii pojawiały się raczej sporadycznie. Nie zachęcała nawet niska cena. – Umieszczenie jednego plakatu na jedną dobę w jednym autobusie kosztuje złotówkę. Na komitetach wyborczych zarobiliśmy 1,7 tys. złotych, więc łatwo policzyć ile było plakatów – mówi Krzysztof Litwin, prezes zamojskiego MZK.
Także złotówkę płaciło się za umieszczenie plakatu na latarni ulicznej należącej do Zamojskiej Korporacji Energetycznej. Wychodziło taniej, bo za tę symboliczną stawkę plakat mógł wisieć nawet kilka tygodni. Mimo to zainteresowanie też było raczej przeciętne.
– Nie policzyliśmy jeszcze dokładnie, ale z tego co wiem, żaden komitet nie wykupywał masowo powierzchni na latarniach. Plakaty wisiały tylko w centrach miejscowości
– mówi Artur Sternik, rzecznik prasowy Zamojskiej Korporacji Energetycznej. (ema)