Pochodzący z Hutkowa pod Zamościem Mateusz Kawecki zaginął w drodze z Niemiec do domu. Od blisko dwóch miesięcy nie skontaktował się z najbliższymi. Rodzina nie wierzy jednak w czarne scenariusze snute przez jasnowidza. Liczą, że 30-latek zostanie odnaleziony zdrowy i będzie mógł cieszyć się z urodzonej już po jego zniknięciu córki.
Brat od ponad pięciu lat mieszka w Hanowerze, gdzie pracuje w branży budowlanej. Ostatnio planował jednak powrót na stałe do Polski. Wszystko zmieniło się, kiedy jego narzeczona zaszła w ciążę. Mateusz strasznie się cieszył. Był podekscytowany tym, że zostanie ojcem. Chciał się oświadczyć – opowiada Katarzyna Piotrkowicz, siostra zaginionego.
Stąd marcowa wizyta w Polsce związana była nie tylko ze zbliżającą się Wielkanocą, którą miał spędzić w rodzinnych stronach, ale i z przyjściem na świat pierwszego dziecka. Pan Mateusz miał być przy porodzie, a potem cieszyć się pierwszymi dniami życia dziecka. Do bliskich jednak nie dojechał.
Będę za dwie godziny
– Ostatni rozmawiał z nim tata. Był 29 marca po godzinie 10 – relacjonuje pani Katarzyna. – Brat powiedział, że wyjeżdża właśnie ze Szczecina. Mówił, że po drodze były duże korki. Potem wysłał jeszcze SMS-a do swojej dziewczyny, która mieszka niedaleko Piły. Napisał, że będzie u niej za jakieś dwie godziny.
Na miejsce jednak nie dotarł. Zamojskiej policji, która zajmuje się sprawą, nie udało się także odnaleźć jego samochodu – granatowego BMW 525 z 1998 roku na niemieckich tablicach rejestracyjnych.
Kiedy po południu w dniu zaginięcia rodzina próbowała skontaktować się z panem Mateuszem, jego telefon był aktywny. Sygnał raz był jednak dobry, a czasami nie było go wcale. Potem zamilkł. Powiadomiono policję.
– Informacje o zaginięciu przesłaliśmy do wszystkich komend w całym kraju. O pomoc w poszukiwaniach zwróciliśmy się także do policji niemieckiej – mówi asp. Dorota Krukowska-Bubiło z Komendy Miejskiej Policji w Zamościu. – Sprawdzaliśmy jego kontakty rodzinne i towarzyskie z lat wcześniejszych, gdy na stałe mieszkał na terenie województwa lubelskiego. Poprosiliśmy zarządców autostrad o sprawdzenie, czy nimi przejeżdżał. Poczyniono ustalenia telekomunikacyjne dotyczące logowania się telefonu pana Mateusza. Reagujemy na wszystkie informacje pojawiające się na portalach społecznościowych oraz na wszystkie uwagi zgłaszane przez rodzinę.
Wizja lokalna
– Robiliśmy, co tylko w naszej mocy. Wiele dni jeździliśmy w okolicy, w której był po raz ostatni. Pokazywałam ludziom zdjęcia. Rozmawialiśmy z miejscowymi. Jeden z nich powiedział nam, że Mateusz „został namierzony”. Chwytamy się wszystkiego, ale w jakieś porwanie dla pieniędzy nie wierzymy – przyznają zgodnie członkowie najbliższej rodziny.
Bliscy podkreślają też, że Kawecki nie miał powodów, żeby zerwać kontakt z rodziną. – Nie możemy tego zrozumieć. Dlatego o pomoc zwróciliśmy się do jasnowidza.
Jak relacjonuje siostra zaginionego Krzysztof Jackowski, znany w Polsce jasnowidz, podczas pierwszej wizji mówił, by pana Mateusza szukać na łuku drogi między Mirosławcem a Wałczem na drodze ze Szczecina do Bydgoszczy. Potem dodał, że na tym odcinku jest mostek, a za nim woda. W tym miejscu auto miało wpaść w poślizg.
– Przejechaliśmy wskazany odcinek dziesiątki razy – mówi Piotrkowicz. – Tam jest wiele zakrętów i dużo wody. Nigdzie nie zauważyliśmy jednak żadnych śladów gwałtownego hamowania, uszkodzonych barierek, czy czegokolwiek sugerującego wypadek. Nic niepokojącego w tamtym regionie nie znalazła też policja. Wierzymy, że Mateusz jest cały i zdrowy. Sześć dni po jego zaginięciu urodziła mu się córka. Wierzę, że już niedługo brat będzie mógł się nią cieszyć.
>>>